Szefowie ABW za rządów PiS umówili rok temu prokuratora Marka Pasionka z agentami wywiadu USA. A on zdradzał im kulisy śledztwa smoleńskiego. Wydzwaniał też wieczorami do biura PiS. "Gazeta" poznała kulisy śledztwa, o którym głośno od piątku: szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej zawiesił prokuratora Marka Pasionka nadzorującego śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej. Wszczęto też przeciwko niemu postępowanie dyscyplinarne. Poszło, jak się dowiadujemy, o kontakty z dziennikarzami "Rzeczpospolitej" i "Naszego Dziennika", agentami USA i byłymi szefami ABW.
Po tak sensacyjnym wstępie dowiadujemy się jednak, że:
(...) to nie kontakty z dziennikarzami zaważyły na decyzji, by wszcząć przeciwko Pasionkowi postępowanie dyscyplinarne, a śledztwo przekazać cywilnej prokuraturze, bo wojskowa cywilowi Pasionkowi zarzutu postawić nie może. Chodzi o tajemnicze spotkanie 7 czerwca 2010 r. w warszawskiej kawiarni Green Coffee. Pasionek spotkał się tam z pracownikami CIA i FBI, stałymi rezydentami w ambasadzie USA w Polsce. Skąd to wiadomo? Bo śledczy przesłuchali agentów. Jeden zeznał, że spotkanie umówili Bogdan Święczkowski, b. szef ABW, i b. wiceszef agencji Grzegorz Ocieczek (obydwaj pełnili funkcje za rządów PiS).