Premier, posiadacz Toli, znowu się zmarszczył! Pan premier zawsze się marszczy i wkurza, jak coś złego się dzieje, o czym informują, szeptem w uszko wybranego niezależnego dziennikarza, zaufani tegoż Premiera. Co prawda, marszczy się i wkurza przeważnie na to, za co sam odpowiada, ale w ten sposób wytwarza swego rodzaju więź emocjonalną z elektoratem. „Wkurzacie się? No, ja też, i to nawet bardziej!”.
Od lat już tak to działa, zatem po co zmieniać? Ileż to się pan premier namarszczył na ministra Grabarczyka, a na Grada ile! Prawie mu to zmarszczenie zostało na stałe, na szczęście je jakoś rozmasowano, bo wyglądałby, jak, nie przymierzając minister Nałęcz z tą kultową już bruzdą.
Przypomniała mi się kreskówka z serii z królikiem Bugsem, tam też był taki mały buldożek, którego tata uczył być groźnym, no, bo jak inaczej, buldog w końcu! Polegało to na tym, że mu namarszczał łapą czoło i wyginał łapki, żeby nadać cech osobniczych buldoga. Problem w tym, że buldożek uparcie wracał do pierwotnego stanu bezradnej słodyczy właściwej szczeniaczkom. Wtedy tata- buldog znowu namarszczał mu czoło i wyginał łapki. Coś mi się wydaje, że trening pana premiera przed publicznymi wystąpieniami wygląda podobnie.
W końcu on sam, niczym nie sprowokowany i nie przymuszony stwierdził w wywiadzie, że jego życiowym marzeniem zawsze było być zapamiętanym, jako fajny facet. Poważnie, tak powiedział. I tak chyba będzie, bo jak niby inaczej miałby się zapisać w naszej pamięci? Oczywiście, może zostać zapamiętany jako pensjonariusz zakładu karnego, gdy prawda okaże się, słowami pana prezydenta, oby żył wiecznie, arcyboleśnie prosta, ale nie na darmo pan premier chlubi się dobrym czasem w biegu przełajowym na 10 kilometrów, czyli na dystansie umożliwiającym mu przedarcie się opłotkami na Okęcie i ukrycie się w luku bagażowym samolotu odlatującego do kraju, z którym nie mamy umowy o ekstradycji.