W białej księdze autorstwa parlamentarnego zespołu badającego okoliczności katastrofy Tu-154 pod Smoleńskiem znalazła się lansowana już wcześniej przez Antoniego Macierewicza, szefa zespołu, wersja „obezwładnienia" (odcięcia zasilania) samolotu na wysokości 15 m nad ziemią. Wówczas bowiem – jak wskazywał raport MAK – przestały działać urządzenia pokładowe. Polityk zapowiedział, że za 1,5 miesiąca zostanie ogłoszona bezpośrednia przyczyna wyjaśniająca tę sytuację.
Choć wątek ten ma znaczenie drugorzędne – bo przy takiej wysokości nawet najlepiej wyszkolonemu pilotowi nie udałby się żaden manewr – odpowiedź na pytanie, dlaczego na 15. m urządzenia pokładowe przestały działać, nie wydaje się trudna. Przede wszystkim wysokość 15 m pochodzi z niedokładnego wysokościomierza ciśnieniowego (barometrycznego) w Tu-154M, którego margines błędu może wynosić nawet 10 – 15 m.
Zakładając jednak, że wysokość podano precyzyjnie, urządzenia mogły przestać działać z powodu zderzenia z brzozą.
Wysokość 15 m to odczyt z niedokładnego wysokościomierza
– W momencie uderzenia w brzozę samolot nagle stracił fragment skrzydła – mówi Dariusz Szpineta, pilot instruktor. – Na drugim była w tym czasie ogromna siła nośna. Silniki wchodziły w najwyższe obroty. Nastąpiło więc bardzo poważne zaburzenie aerodynamiki. Samolot wykonał pół beczki. W takiej sytuacji bardzo duże przeciążenie ujemne spowodowało, że wszystko przestało działać a samolot się rozpadł.