Ech, ten niebezpieczny Facebook. Coś złego napisze się w przypływie "ekstazy twórczej", a później trzeba się z tego tłumaczyć, ba, nawet przepraszać. Ale samobiczowanie można kontrolować - zwłaszcza, gdy przepytującym jest liberalny Cezary Michalski, a odpowiadającym skruszony redaktor TVN Religia - ks. Kazimierz Sowa. Co można spodziewać się po takiej mieszance?
Ks. Sowa rozpoczyna od przeprosin kontrolowanych.
Co tu dużo tłumaczyć. Popełniłem błąd. Nie będę udawał, że nic się nie stało. Może jest małym usprawiedliwieniem fakt, że to było działanie w afekcie, pod wpływem impulsu, kiedy zobaczyłem, jak się zachowali europarlamentarzyści PiS najpierw w związku z wystąpieniem o. Rydzyka, a potem po przemówieniu Donalda Tuska podczas inauguracji polskiej prezydencji. Tamte słowa napisałem na mojej stronie na Facebooku w odpowiedzi na inne wpisy, w ogniu dyskusji. A nie w artykule przeznaczonym do publikacji w prasie czy wypowiedzi na antenie radia albo telewizji.
Dalej zwolennik rządu kontynuje linię obrony własnych słów:
Posunąłem się o ten jeden czy drugi wpis za daleko. Tyle, że wzięcie ich z moich wpisów z Facebooka, wyjęcie ich z kontekstu dyskusji czy nawet kłótni i zrobienie z nich mojej publicystycznej wypowiedzi to nieuczciwość. Ale kiedy zostały one zebrane przez jeden z portali, sam się przeraziłem i biję się w pierś, że to jest za mocne i za dużo powiedziane. Zwłaszcza, że gdy emocje opadną, człowiek nagle uzmysławia sobie, że określenie "dzicz PiS-owska", choć odnosiło się do wystąpienia, które uważam za przekroczenie granic, obraża ludzi, ktorych w PiS cenię.