Jedno jest pewne. Rząd będzie tworzył PiS albo PO. Wszystko inne to wielka niewiadoma.
Rachuby polityków zdezaktualizował Ruch Palikota, szybując w sondażach od zera ku nawet dwucyfrowemu wynikowi. Nic więc dziwnego, że socjolodzy i politycy powtarzają niczym mantrę "Palikot namieszał".
Wszelkie snucie opowieści o przyszłym rządzie i wspierającej go koalicji trzeba prowadzić dwutorowo. Z wygraną PiS w roli głównej albo z wygraną PO. I przy założeniach, które są pewnością. Nie będzie PO – PiS. Ani jedna, ani druga partia nie będzie mogła rządzić samodzielnie. I PiS nie wejdzie w koalicję z Januszem Palikotem. Wszelkie inne scenariusze są prawdopodobne.
Komentatorzy okrzyknęli PiS partią o znikomej zdolności koalicyjnej. Ale to nieprawda, że nie ma potencjalnych partnerów. Bo ma. Przede wszystkim PSL. Waldemar Pawlak powiedział, że ludowcy wejdą do koalicji z tym, kto wygra. Ale PSL to może być za mało. Jest też SLD, które prawdopodobnie osiągnie słaby, jednocyfrowy wynik. Grzegorz Napieralski pójdzie na taką koalicję. Politolog Wawrzyniec Konarski ocenia, że wejście do rządu (do jakiegokolwiek rządu) lidera Sojuszu jest dla niego tratwą ratunkową przed nocą długich noży szykowaną mu po wyborach w partii.