Europa w 2012 roku, tak jak Polska w 1980 roku, potrzebuje zwycięstwa wolności. Potrzebują jej narody i państwa złapane w pułapkę długów, chętnie oferowanych przez wielkie banki, stopniowo ograniczających swobodę działania rządów i parlamentów. Potrzebują jej także te kraje, które utraciły lub właśnie tracą swoją niezależność na rzecz „instytucji europejskich", a w rzeczywistości na rzecz umacniających swoją dominację Niemiec. Potrzebują jej zwykli Europejczycy, których międzynarodowa finansjera złapała w swoje sidła w imię utrzymania pozorów dostatku i beztroskiego życia.
Terlecki kontynuuje:
Kiedy jedni zarabiają coraz więcej, a inni coraz mniej, kiedy jedni w ciągu miesiąca zarabiają tyle, co inni w ciągu całego życia, to głód sprawiedliwości zaczyna przeważać nad naturalną potrzebą świętego spokoju. (...) W Unii Europejskiej – w której jedyny organ pochodzący z wyborów, czyli Parlament Europejski, nie ma nic do gadania, a traktaty i umowy już dawno zastąpiło prawo kaduka, czyli dyktat mocarstw – trwa gorączkowa obrona władzy dotychczasowych elit polityki i pieniądza. Obywatele karykaturalnego molocha nie mają wyboru, mogą tylko zaciskać pasa i łudzić się, że gigantyczna piramida finansowa będzie trwać wiecznie.
I pisze co może nam pomóc:
W tej sytuacji tylko potężny wstrząs może uzdrowić chory system. Aby takim wstrząsem prędzej czy później nie stała się wojna, potrzebny jest powszechny sprzeciw mieszkańców Europy, taki jak w sierpniu 1980 roku w Polsce. Po przeszło trzydziestu latach i na znacznie większą skalę, znowu potrzebna jest Solidarność.