W parapaństwie, którym stała się III RP, można się sadzić na każdy przekręt, bo zasadniczo nic za to nie grozi. "Dziennik Gazeta Prawna" na okoliczność sprawy Marcina P. zebrał niedawno statystyki dotyczące orzekania w Polsce kar w zawieszeniu. Ze statystyk tych wynika jasno, że aby za czyn mniejszego kalibru niż morderstwo, a już zwłaszcza o tak znikomej szkodliwości społecznej, jak nadużycia finansowe dostać się do więzienia, trzeba to sobie załatwić przez samego premiera albo jego najbliższe otoczenie. Nawet jeśli ma się już wyrok w zawiasach za jedno przestępstwo, to za drugie, identyczne, sąd III RP też orzeknie zawiasy, i nawet nie przydzieli kuratora.
I dodaje:
Chodzi o ten przenikający Polskę mechanizm wzajemnych powiązań, nabudowanych na partii rządzącej, ale przerastających wszystkie dziedziny życia. Ręka rękę myje, my ci pomagamy, ty pomagasz nam. My ci załatwiamy pracę, unijną dotację, zamówienie publiczne, pracę zleconą - a ty odpalasz zwyczajową działkę tytułem wdzięczności.
Ziemkiewicz pisze o mafijnych "ojców chrzestnych":
Od jednego zobowiązanego do drugiego krąży skarbnik z czarną walizeczką, a potem przynosi tę walizeczkę do lokalnego bossa, pana posła, pana ministra, pana mecenasa (już dawno pisałem, że wedle mego dziennikarskiego rozeznania, mafijnych "ojców chrzestnych" szukać trzeba głównie w środowiskach sędziów, prokuratorów i w palestrze - politycy, policjanci i służby to raczej wykonawcy). Ot, taki Miro nawet się ponoć publicznie żalił, że znosił Tuskowi pieniądze walizkami, a ten teraz udaje, że go nie zna...