Sławomir Jastrzębowski w serwisie se.pl pisze:
A teraz wyobraź sobie drogi Czytelniku, że przychodzi do ciebie sprzedawca i zagaja: "Mam tutaj właśnie superparasol, piękny, proszę zerknąć, a jaaaki duży i nowoczesny. Tani nie jest, lecz się opłaca. Ma tylko mały feler". "Jaki feler?" - pytasz. "A taki bez znaczenia, w czasie deszczu nie można go otwierać". "Że w czasie deszczu nie można go otworzyć?" - upewniasz się i łapiesz naciągacza za klapy, robisz mu kilka małych felerów, a aniołowie przymykają oko, bo to w afekcie.
A teraz wyobraź sobie, że przychodzi cwaniak do Polaka i mówi mu tak: "Ty, Polak, mam dla ciebie Stadion Narodowy, bardzo piękny i bardzo nowoczesny, a tak poza tym, to ma dach rozsuwany i zasuwany. Ma także niestety mały feler, otóż w czasie deszczu dach się nie zamyka". A na to Polak (poszukiwania tej jednostki powinny być priorytetem naszego państwa): "To ja kupuję". I kupił Polak Stadion Narodowy z dachem, który się nie zamyka, jak pada i zapłacił niecałe 2 miliardy złotych (niecałe, bo frajerom nie płacił, tylko tym, co powinien).
I konkluduje:
Mamy więc Stadion Narodowy, który stał się naszą narodową kompromitacją, stadion, z którego - i z nas przede wszystkim - naprawdę śmieje się cały świat. Żałosne przerzucanie się odpowiedzialnością, a właściwie zrzucanie odpowiedzialności a to na Grzegorza Latę, a to na Joannę Muchę pokazuje, że w tym kraju działa wszystko tak jak dach Stadionu Narodowego w deszcz. W całej tej aferze jest tylko jeden pozytyw, postawa naszych kibiców, którzy po prostu przyjęli tę koszmarną kompromitację na wesoło, wymyślając mnóstwo dowcipów z tej właśnie okazji. Dobre i to. Po żartach trzeba jednak spytać panią ministrę Muchę, czy wie, że piłka nożna i piłka wodna to dwie zupełnie inne dyscypliny