Lis stwierdził:
To był teatr, ale tragikomiczny. Słuchałem wczoraj Kaczyńskiego i nie miałem poczucia grozy. Miałem poczucie, że dziadziuś sadzi straszliwe androny. To było dość smutne.
I dodał:
Tylko to było po prostu przeraźliwie żałosne. Oglądając pana Jarosława, rozumiałem żal nieutulony naszej prawicy, że ten liderek wygląda tak, jak wygląda. Że nie jest jak Orban, który gra w piłkę i ma kilkoro dzieci. Tylko, że to taka żoliborska wersja Orbana.