Rozumowania kardynała Waltera Kaspera w kwestii komunii świętej dla osób rozwiedzionych w ponownych związkach nie da się obronić. I to nie tylko teologicznie, ale nawet na poziomie logiki czy zdrowego rozsądku. Niemiecki hierarcha próbuje bowiem przekonywać, że małżeństwo może być dla Kościoła jednocześnie nierozerwalne i rozerwalne, i że to, co na poziomie doktryny jest oczywistością w życiu prywatnym i duszpasterstwie już tak oczywiste już nie jest. A żeby to zobaczyć warto posłużyć się przykładem sytuacji życiowej, która choć nie jest częsta w Europie, to w wielu miejscach stanowi realny problem duszpasterski, a mianowicie poligamii.
Między poligamią a poligamią seryjną
Wyobraźmy więc sobie, że nagle po liberalnych i konserwatywnych mediach zaczyna krążyć afrykański hierarcha, który przekonuje, że trzeba, jak najszybciej zmienić dyscyplinę sakramentów w odniesieniu do mężczyzn, którzy mają – a w Afryce jest to przynajmniej tak częste, jak rozwody w Europie – więcej niż jedną żonę. Hierarcha ten przekonywałby oczywiście, że nie chodzi mu o to, by zmienić doktrynę katolicką wedle której małżeństwo ma być monogamiczne, a jedynie o to, by zmienić praktykę duszpasterską, tak by poligamiści nie czuli się wykluczeni, a ci z nich, którzy żałują, mogli – za zgodą biskupa – przystępować do Komunii Świętej. „Chodzi oczywiście o wyjątkowe sytuacje, w których mężczyźni, którzy nie są w stanie pozostawić żadnej z żon, bez szkody dla dzieci, a którzy odczuwają głębokie pragnienie przystępowania do Eucharystii mogli być przez biskupa dopuszczeni do Niej" – mówiłby ten hierarcha. I zachęcał do szerokiej dyskusji na ten temat, sugerując jednocześnie, że każdy, kto odrzuca taką możliwość jest w istocie zwolennikiem faryzejskiego zafiksowania na prawie.
Niewierzącym Kościół nie jest do niczego potrzebny, a wierzący potrzebują Prawdy Ewangelii, a nie ściemniania i rozmywania jasnych zasad wedle zasad ducha czasów, który z Duchem Świętym nie ma nic wspólnego
Nietrudno zgadnąć, że taki pomysł zostałby natychmiast odrzucony, a sugestia, że nie chodzi przecież o zmianę zasady monogamii czy zakwestionowanie doktryny, a jedynie o wyjście naprzeciw potrzebom ogromnej rzeszy ludzi i spojrzenie z miłosierdziem na rozmaite sytuacje życiowe zostałoby uznane za zwykłe ściemnianie.
Odmienność spojrzenia na obie te sytuacje nie wynika jednak z obiektywnej różnicy między nimi, a z kulturowego imperializmu Europejczyków, którzy uznają, że tylko ich złe wybory są poprawne i akceptowalne moralnie. W istocie bowiem z punktu widzenia Kościoła rozwodnik w ponownym związku jest poligamistą, czyli człowiekiem, który ma więcej niż jedną żonę. Różnica między nim a poligamistą afrykańskim jest tylko taki, że on by wziąć nową żonę porzucił starą wraz z dziećmi, a Afrykańczyk bierze nową pozostając przy starych. Z punktu widzenia dobra dzieci jest to więc rozwiązanie – pod wieloma względami lepsze, bo nie oznacza pozostawienia własnego potomstwa.