Nikt szczególnie nie kwapi się do tego, by zaatakować byłego likwidatora WSI za wypowiedzi w USA, choć wszyscy, którzy rozumieją mechanizmy kampanijne, wiedzą, że amerykańskie tournée nie pomoże PiS. Najlepszym dowodem na to, iż partia wie, jak ryzykowna to sprawa, było ogłoszenie, że to Jarosław Gowin, a nie Macierewicz, jest kandydatem na szefa MON. Dzięki temu PiS nie musi się tłumaczyć ze słów tego ostatniego, które są sprzeczne z linią przyjętą przez sztabowców partii. Przekaz brzmiał bowiem dotychczas: po wygranej Andrzeja Dudy unikamy radykalizmu, chcemy przyciągać nowych, umiarkowanych wyborców, którzy mają dość ośmiu lat rządów Platformy Obywatelskiej.
Nominację dla Gowina poprzedziła narracja, że media manipulowały wypowiedzią Macierewicza. To prawda, niektóre z nich mocno minęły się z prawdą, gdy podawały, iż „Macierewicz mówi, że Tusk był agentem Stasi". Co nie zmienia faktu, iż stwierdził, że z Pałacu Prezydenckiego „zginęło" 100 zabytkowych przedmiotów – gdy w rzeczywistości zostały wypożyczone – po czym przyrównał zachowanie Bronisława Komorowskiego do Bolesława Bieruta i „okupantów komunistycznych", i przekonywał, że trzeba czekać do wyborów na odtajnienie aneksu do raportu z likwidacji WSI.
Samego Macierewicza można zrozumieć. Wszak od lat jest najwierniejszym człowiekiem Jarosława Kaczyńskiego do zadań specjalnych. Gdyby sztab PiS doprowadził swą centrową kampanię do końca bez jego pomocy, w partii mogłyby się odezwać głosy: skoro wygraliśmy wybory bez niego, nie jest nam potrzebny. Najwyraźniej Macierewicz postanowił do tego nie dopuścić.
I trudno się dziwić PO, że skorzystała z okazji. Bo nawet jeśli Macierewicz nie przysporzy wyborców Platformie, to z pewnością zaszkodzi PiS. Zresztą to nie pierwszy raz, gdy działa na niekorzyść swej partii. W 2011 r. tuż przed wyborami parlamentarnymi na podstawie jego „ustaleń" prawicowa prasa ogłosiła, że w Smoleńsku doszło do zamachu.
Złośliwie można by więc stwierdzić, że PO nie potrzebuje swoich agentów w sztabie PiS, skoro jest Macierewicz. Dlatego też jego wyjazd do USA Państwowa Komisja Wyborcza powinna rozliczyć z limitu wydatków Platformy, bo to ona najbardziej na nim skorzystała.