USA: Szykuje się wyborcza jatka

Prawybory w New Hampshire pokazały, jak wielkie są pokłady frustracji Amerykanów – zarówno tych z prawa, jak i z lewa. Pokazują też niechęć do polityków z Waszyngtonu i rozczarowanie partyjnym klinczem, który paraliżuje Amerykę – piszą publicyści.

Aktualizacja: 12.02.2016 19:15 Publikacja: 11.02.2016 17:30

USA: Szykuje się wyborcza jatka

Foto: AFP

Amerykańskim prawyborom w New Hampshire, w przeciwieństwie do stanu Iowa, przypisuje się dużo większe znaczenie. Po pierwsze, liczy się demografia: Iowa jest stanem zamieszkanym głównie przez białych konserwatywnych farmerów. Jako jedyny poza amerykańskim Południem ma ponad połowę tzw. nowo narodzonych chrześcijan. I choć zwycięstwo tam jest ważne ze względów prestiżowych, to z każdym rokiem stan ten coraz mniej odzwierciedla „statystyczną Amerykę". Nic więc dziwnego, że od 30 lat republikańscy zwycięzcy z Iowa rzadko dostawali później partyjne namaszczenie, a od 1980 roku stan ten tylko dwa razy zagłosował na republikanina, pozostając generalnie stanem demokratów.

Przykra niespodzianka dla wszystkich

New Hampshire – którego oficjalnym mottem jest „Żyj wolnym lub zgiń" – to przeciwieństwo Iowy. Do niedawna miał rozwinięty przemysł, rolnictwo... Szczyci się doskonałym college'em: Dartmouth College z Ligi Bluszczowej. Choć jest mniej więcej tak samo biały pod względem ludności jak Iowa, to jednak dużo mniej religijny. Największym wyznaniem są tutaj liberalni anglikanie oraz kongregacjoniści, choć są również konserwatywne kościoły protestanckie.

Na przykład ten stan zalegalizował małżeństwa jednopłciowe – i to głosami republikanów, którzy w latach 80. i 90. przyjeżdżali tutaj z całego USA w ramach akcji „Free State": do dziś słynie on z braku podatku od sprzedaży oraz obowiązku zapinania pasów w samochodzie i jazdy w kasku na motocyklu. Choć New Hampshire jest bastionem demokratów, ma reputację stanu, który od czasu do czasu zmienia front i głosuje na republikanina – w 2000 roku był jedynym stanem Nowej Anglii, gdzie wygrał George W. Bush.

Stąd prawybory w New Hampshire były tak ważne dla obu partii. Republikański establishment marzył, by wreszcie wśród sensownych i umiarkowanych wyborców „Granitowego Stanu" Donald Trump zaliczył kolejną porażkę. Wtedy jego kampania straciłaby impet. Demokraci – gdzie coraz ostrzej walczą Hillary Clinton i Bernie Sanders – mieli nadzieję, że zwycięstwo Hillary przekona Sandersa, by zakończył kampanię. Ale podobnie jak w 2000 roku New Hampshire sprawiło wszystkim niespodziankę.

Pierwszą była ostatnia republikańska debata, gdzie tonący w sondażach gubernator Chris Christie dosłownie zatopił młodego senatora Marco Rubio, choć część komentatorów upatrywała w nim nadzieję dla partii. I już widziała jako przyszłego lokatora Białego Domu. Tymczasem Christie zwyczajnie zwrócił uwagę, że Rubio, niczym automatyczna sekretarka, powtarza te same frazesy. Ten, zupełnie zbity z tropu, zaczął swoją przemowę od nowa, na co zareagował Christie: „Zobaczcie! Znowu to samo!".

Rubio z porażki się już nie podniósł. Wiele osób zaczyna też zauważać, że oprócz wygranych wyborów do senatu USA, nie ma on żadnych osiągnięć, które wspierałyby jego ambicje prezydenckie. Choć Christie zatopił Rubio, sam wycofał się z wyścigu. Głosy Rubio przejął były gubernator Ohio John Kasich (16 proc.). Jego problemem jest jednak to, że jest mdły, arcykonserwatywny i wydał prawie wszystkie pieniądze przeznaczone na kampanię w tym stanie, a i tak zajął tylko drugie miejsce.

Wśród demokratów czuć popłoch z powodu Sandersa (otrzymał 60 proc., Clinton 39 proc.). Porywa on młodych, kobiety i robotniczy elektorat demokratów. Ale biały, sędziwy socjalista – z uważanego za hippisowski stanu Vermont – ma nikłe szanse na poparcie w reszcie stanów. Jego fenomen poza Nową Anglią praktycznie nie istnieje.

Problem polega jednak na tym, że im dłużej będzie prowadził kampanię i spychał Hillary Clinton na lewo, tym trudniej będzie jej potem wrócić do centrum. A jak pokazały demokratyczne prawybory, zasadniczym problemem byłej sekretarz stanu jest to, że wyborcy choć uznają jej kompetencje, zwyczajnie jej nie ufają.

To nie wybryk

W rzeczywistości prawybory w New Hampshire pokazały, jak wielkie są pokłady frustracji Amerykanów – zarówno tych z prawa, jak i tych z lewa. Pokazują też niechęć do polityków z Waszyngtonu i rozczarowanie partyjnym klinczem, który paraliżuje Amerykę. Z tego powodu w siłę rośnie populizm: i znów zarówno z prawej, jak i lewej strony. Zwycięstwa demokraty Sandersa i republikanina Trumpa (otrzymał 35 proc.) nie można traktować jako wybryku albo wypadku przy pracy. Te wyniki oznaczają, że Amerykanów czeka długi, krwawy prawyborczy marsz (szczególnie po stronie republikanów) i potem bezwzględny finał tego największego politycznego show.

Kolejnym stanem, w którym zmierzą się pozostali kandydaci, będzie biała ultrareligijna, ultrakonserwatywna Karolina Południowa – gdzie, jak komentatorzy przypuszczają, wygra zwycięzca z Iowy – bufonowaty Ted Cruz. Zmierzy się on tam z Jebem Bushem, dla którego wynik oznacza być albo nie być w tej kampanii prezydenckiej.

Kazimierz Bem jest doktorem prawa, pastorem ewangelicko-reformowanym (UCC) w USA i publicystą protestanckim

Jarosław Makowski jest publicystą, filozofem i teologiem, radnym sejmiku śląskiego z ramienia Platformy Obywatelskiej

 

Amerykańskim prawyborom w New Hampshire, w przeciwieństwie do stanu Iowa, przypisuje się dużo większe znaczenie. Po pierwsze, liczy się demografia: Iowa jest stanem zamieszkanym głównie przez białych konserwatywnych farmerów. Jako jedyny poza amerykańskim Południem ma ponad połowę tzw. nowo narodzonych chrześcijan. I choć zwycięstwo tam jest ważne ze względów prestiżowych, to z każdym rokiem stan ten coraz mniej odzwierciedla „statystyczną Amerykę". Nic więc dziwnego, że od 30 lat republikańscy zwycięzcy z Iowa rzadko dostawali później partyjne namaszczenie, a od 1980 roku stan ten tylko dwa razy zagłosował na republikanina, pozostając generalnie stanem demokratów.

Pozostało 86% artykułu
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji
Publicystyka
Estera Flieger: Adam Leszczyński w Instytucie Dmowskiego. Czyli tak samo, tylko na odwrót
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe