We wrześniu 2017 roku mężczyzna zadzwonił na numer alarmowy 911 (odpowiednik polskiego 112) i powiedział: "Mam krew na sobie, a na łóżku jest nóż cały we krwi, myślę, że to zrobiłem. Nie mogę w to uwierzyć".
Mężczyzna został aresztowani i oskarżony o zamordowanie żony, 29-letniej Lauren Phelps. W piątek przed sądem mężczyzna powiedział, że "czuje się jak potwór, jeden z nędzników". - Jak część ciemności, o której nie mówimy - dodał.
Phelps twierdzi, że zamordował żonę z powodu odurzenia, które było spowodowane syropem na kaszel. Policjantom powiedział, że wypił za dużo syropu. - Sprawia, że czujesz się dobrze, a ja czasem nie mogę spać w nocy - tłumaczył.
Badanie krwi Phelpsa tuż po morderstwie potwierdziło, że przed zabiciem żony pił syrop na kaszel, ale dawka przyjęta przez niego nie powinna wywołać halucynacji, ani nawet zawrotów głowy. Tymczasem Phelps miał zadać żonie aż 123 ciosy nożem.
Sąd skazał Phelpsa na dożywocie bez prawa do warunkowego zwolnienia z więzienia. Początkowo Phelps nie przyznawał się do winy, ale ostatecznie zmienił zeznania, ponieważ groziła mu kara śmierci - pisze "Newsweek".