– Aleksieja bili przez pięć godzin w nocy z 18 na 19 grudnia. Na początku tłukli po głowie nogami i rękami. Później zaczęli skakać po klatce piersiowej i rzucać w niego pięciolitrowe butelki z wodą. Gdy próbowali wsadzić do oczodołów łyżki, jedna łyżka się złamała. Drugą łyżką wydłubali oko – pisze w „Nowej Gazecie" Jelena Masiuk z prezydenckiej Rady ds. Praw Człowieka. Niedawno odwiedziła moskiewski areszt śledczy nr 4 zwany powszechnie Miedwiedziem (Niedźwiedziem), ponieważ znajduje się w okolicy stacji metra Miedwiedkowo.
Cela śmierci
Jak pisze obrończyni praw człowieka, w areszcie tym regularnie dochodzi do wymuszeń, torturowania, a nawet mordowania skazanych. Tylko w ostatnim miesiącu w dziwnych okolicznościach zginęło tam trzech skazanych, a jedna osoba popełniła samobójstwo.
Wspomniany Aleksiej, tak pobity przez współtowarzyszy z celi, że trudno go było rozpoznać. Na początku spotkania z Masiuk powiedział, że spadł z łóżka. Dopiero później przyznał, że strażnicy więzienni zatuszowali sprawę jego pobicia i kazali milczeć. W wyniku jej interwencji został przeniesiony do innej celi.
Inny więzień, Piotr, powiedział, że administracja tego aresztu poprzez innych więźniów regularnie zmuszała go do płacenia dużych kwot pieniędzy. Gdy pewnego dnia odmówił, został wrzucony do celi kryminalistów, gdzie musiał się targnąć na swoje życie, by wylądować w szpitalu. Nacinając szyję żyletką, uratował sobie życie, ponieważ w przeciwnym wypadku zostałby zabity przez współwięźniów.
„Osobę, która odmawia współpracy z administracją, wrzucają do celi, gdzie siedzą więźniowie, którzy mają tak zwany uprzywilejowany status" – czytamy w artykule. Następnie taka osoba jest poddawana ciągłemu dręczeniu i torturom, dopóki nie zapłaci albo nie zgodzi się na współpracę.