Ponad dwie trzecie skazanych w Polsce, którzy odbywają karę bezwzględnego pozbawienia wolności, to nie groźni przestępcy, lecz ludzie trafiający do więzienia na skutek odwieszenia kary, niewykonania zasądzonych prac na cele społeczne czy niezapłacenia grzywny. W wielu przypadkach to więźniowie socjalni, którzy trafili za kratki za kradzież soku, zupy czy bułki.
„W celu osiągnięcia korzyści majątkowej dokonał kradzieży 2 zupek błyskawicznych o łącznej wartości 4,58 zł". „Dokonał kradzieży bułek o łącznej wartości 1,59 zł, czym działał na szkodę w/w marketu, działając przy tym w warunkach powrotu do recydywy". Mogłoby się wydawać, że to nic poważnego. Lecz nie osobom, które od lat obserwują wadliwe mechanizmy polskiej polityki karnej. Bo Polska to kraj, w którym kradzież soku pomidorowego o wartości 2,17 zł może oznaczać 20 dni aresztu, a ćwiartki kurczaka za 6,89 zł – nawet 30 dni. Ten absurd trwa i sprawia, że w aresztach i zakładach karnych na 120 tys. więźniów, którzy przewijają się w ciągu roku przez cele, tylko 40 tys. to prawdziwi przestępcy, których trzeba izolować. Znaczną część osadzonych stanowią ci, którzy w zasadzie nigdy nie powinni trafić za kraty.