Aborcyjny Dream Team to jedna z najbardziej znanych inicjatyw, działających na rzecz przerywania ciąży. Głośno zrobiło się o nim w 2018 roku, gdy działaczki wystąpiły na okładce „Wysokich Obcasów” w koszulkach z napisem „Aborcja jest ok”. Jednocześnie pomagają w przerywaniu ciąży. Jak wyliczał w styczniu 2022 roku Aborcyjny Dream Team, w ciągu roku od opublikowania wyroku Trybunału Konstytucyjnego, niemal zakazującego w Polsce aborcji, organizacja wydała 1,5 mln na zabiegi w zagranicznych klinikach dla kobiet z Polski w drugim trymestrze ciąży. Wyjechać miało z nią 1,5 tys. kobiet, a wszystkimi metodami, głównie farmakologicznymi, aborcję przeprowadzić miało dzięki jej pomocy 33 tys.
Jedną z osób, którym pomógł Aborcyjny Dream Team, jest kobieta, przedstawiana pod zmienionym imieniem Ania. Jak relacjonują aktywistki, była "kontrolowana przez przemocowego męża, który utrudniał jej wyjazd do kliniki za granicą". Ponieważ spóźniała się przesyłka z zestawem poronnym, zamówionym poza Polską, skontaktowała się z Aborcją Bez Granic. Telefon odebrała Justyna Wydrzyńska. Wysłała kobiecie tabletki poronne, a o przesyłce dowiedział się mąż, który zawiadomił policję.
Wydrzyńskiej postawiono zarzuty "pomocy w aborcji" i "posiadania leków bez zezwolenia w celu wprowadzenia ich do obrotu".
W połowie marca Sąd Okręgowy Warszawa-Praga Południe skazał aktywistkę na karę ograniczenia wolności przez wykonywanie nieodpłatnej pracy społecznej przez 30 godzin w miesiącu. Sąd uznał, że złamała prawo przekazaniem tabletek.
Jak informuje "TOK FM" Wydrzyńska razem z prawnikiem właśnie wysłała do sądu swoją apelację. - Walka trwa. Będziemy czekać na termin rozprawy. Uważam, że w pierwszej instancji sędzia nie wzięła pod uwagę wszystkich okoliczności całej tej sprawy - mówi rozgłośni aktywistka.