To zapewne dlatego JF Kennedy jest wciąż najbardziej rozpoznawalnym prezydentem USA, a jego prezydentura najlepiej oceniana przez Amerykanów.
Nie tylko był przystojny i żonę miał piękną – to wszystko wiemy, ale miał więcej niż gruntowne i wszechstronne wykształcenie w tym politologiczne, historyczne, był nadto znakomitym mówcą i miał znakomite i płodne pióro, choć ciekawostka, prawdopodobnie miał tu pomocników. Dodajmy, że miał heroiczną kartę z czasów wojny. Nie może być więc lepszej osobistości polityka godnej bliższego poznania, a rządził w trudnych czasach.
Kiedy czytamy fragmenty jego wystąpień, to jakbyśmy czytali współczesne najlepsze orędzia, a tamte problemy – choćby z imigracją – przypominają obecne. Najciekawszy w książce wydaje się zarys „maszynerii" waszyngtońskiej władzy i poruszanie się w niej przez prezydenta Kennedy'ego, ale w ramach konstytucji.
„Swej władzy prezydent powinien używać w sposób konieczny do wykonania danego zadania, a jej granicą jest jedynie wyraźny zakaz w konstytucji" – to jego słowa. Inne zdanie z jego polityki ekonomicznej: „Naszym głównym problemem nie jest pytanie o pokrojenie wspólnego bochenka, lecz uczynienie go większym".
Był otwarty na media, pierwszym prezydentem USA, którego konferencje były relacjonowane na żywo, kiedy Kongres nie miał tej możliwości, i tak rosła przewaga Białego Domu. Wspierał biznes ale też (nieco inna epoka) ruch związkowy. Był, jak wyraziła się jego mądra żona Jacqueline, „idealistą bez złudzeń".