W Polsce okazało się, że bardzo przydatne jest doświadczenie Switłyka w obsłudze prawnej międzynarodowych firm farmaceutycznych. Już z biura Dentons w Warszawie służył im pomocą w rozwiązywaniu różnych problemów, jakie pojawiły się w związku z wojną w Ukrainie. Od razu zajął się też pomocą dla ukraińskich uchodźców. Mało tego, zorganizował wśród polskich prawników zbiórkę pieniędzy, za które kupiono i wysłano do Ukrainy trzy ambulanse.
– Nawet gdyby ktoś mi zarzucał, że nie jestem w mojej ojczyźnie i nie walczę, to spokojnie mogę odpowiedzieć, że pracuję dla Ukrainy tu, w Polsce. Może nie przysyłam broni, ale te karetki pogotowia też mają swoją wartość – mówi Switłyk. Dodaje, że dużą wartością z jego nieoczekiwanej przeprowadzki do Polski jest pogłębienie kontaktów z polskimi prawnikami i przedsiębiorcami.
– To się bardzo przyda już wkrótce, bo wiele ukraińskich firm nawiązuje teraz kontakty z polskimi, szykują wspólne projekty, a zadaniem prawników z Polski i Ukrainy będzie ich obsługa – konkluduje.
Wiedza fachowców
Dla Oksany Kokariewej, prawniczki z Charkowa, początek wojny też oznaczał koniec zwykłej pracy zawodowej. Mieszkała w północnej dzielnicy miasta, którą już od pierwszych godzin wojny ostrzeliwała rosyjska artyleria. Oksana przeniosła się do dzielnicy południowej, mniej narażonej na ostrzał. Jednak po kilku dniach stało się jasne, że wojna szybko się nie skończy, a Charków, położony w pobliżu rosyjskiej granicy, jest miejscem ciężkich walk. Wtedy, wśród odgłosów wybuchów i serii z broni maszynowej zdecydowała: wyjeżdżam! Uciekając na zachód, postanowiła, że jej celem będzie Polska. Mąż został w Charkowie.
– Przyszło mi to o tyle łatwiej, że mój mąż wcześniej znał wielu Polaków i mówi po polsku. Dzięki temu mogłam w Polsce szybko znaleźć mieszkanie – opowiada Kokariewa.
Na początku kwietnia Oksanę zatrudniła jako konsultantkę kancelaria Domański Zakrzewski Palinka. I już te pierwsze tygodnie pracy dały wrażenie: jest pole do współpracy z ukraińskimi firmami i prawnikami w Ukrainie.