3682,19 zł
wyniosła w listopadzie przeciętna płaca w firmach, gdzie pracuje od dziesięciu osób - podał Główny Urząd Statystyczny. To o prawie o 157 zł więcej niż rok temu. Płace nominalnie wzrosły o 4,4 proc. To mniej niż szacowali ekonomiści, którzy spodziewali się ponad 5 proc. wzrostu. Realnie więc płace nie nadążają w listopadzie za inflacją i są o 0,4 niższe niż rok temu. Fundusz płac realnie jest wyższy o 2,1 proc. w skali roku i o 7 proc. – nominalnie.
- Na dane o dynamice płac w listopadzie nie miały wpływu efekty statystyczne związane z różnicą w liczbie dni roboczych. Naszym zdaniem czynnikiem, który mógł spowodować spadek dynamiki płac w listopadzie, było prawdopodobne przesunięcie na grudzień części wypłat tzw. „barbórek", czyli dodatkowych wynagrodzeń w górnictwie. Oznacza to, że w grudniu można oczekiwać wyraźnego przyspieszenia dynamiki wynagrodzeń - tłumaczy Jakub Borowski, główny ekonomista Kredyt Banku.
Zatrudnienie drgnęło
Nieznacznie drgnęło w górę zatrudnienie. W ciągu miesiąca zwiększyło się o 0,1 proc. czyli o ok. 3 tys. miejsc pracy. A w skali roku o 2,5 proc. Ekonomiści zastanawiają się, na ile jest to stałe drgnięcie w górę, a na ile jednostkowa sytuacja po trzech wcześniejszych miesiącach stagnacji. Większość nie spodziewała się 2,5 proc. wzrostu zatrudnienia w skali roku. Przewidywali, że będzie to 2,3 proc.
- Wzrost zatrudnienia był wprawdzie stosunkowo niewielki, ale to pierwszy taki przypadek od czerwca – zwraca uwagę Piotr Bielski, ekonomista Banku Zachodniego BWK. - Jest to tym bardziej pozytywne zaskoczenie, że w listopadzie czynniki sezonowe zazwyczaj nie sprzyjają już tworzeniu nowych miejsc pracy - dodaje. Ekonomista zauważa, że najwyraźniej polskie firmy nie obawiają się jeszcze pogorszenia perspektyw gospodarki w takim stopniu, aby zdecydować się na bardzo zdecydowane oszczędności kadrowe.