"Rzeczpospolita": Jest już teza, że spadki PiS nie są zasługą opozycji. Co pan na to?
Krzysztof Brejza: Przez dwa lata jako PO ciężko na to pracujemy. To nie efekt samoodpadającego teflonu. PiS wykonał mnóstwo działań, które ten teflon nakładały, uodparniając się na krytykę. Ale absolutnie kluczowa była tu rola opozycji, w tym posłów PO wytykających konsekwentnie arogancję władzy - na czele z nagrodami. To ewenement. To sytuacja w której premier sama sobie daje nagrodę. Gdy analizowałem sytuacje z różnych krajów, to natrafiłem na Rosję. Tam Miedwiediew i Putin sami sobie pensje podwyższali wynagrodzenia dekretem.
Pytanie jest też o to, czy gdy pan pisał pierwsze interpelacje o nagrody, to spodziewał się pan takiego efektu?
Absolutnie nie. Gdy dziennikarz Sylwester Ruszkiewicz zapytał w listopadzie 2017 roku o nagrody, to nie dostał odpowiedzi jeśli chodzi o wykaz imienny, tylko zbywającą, niekonkretną odpowiedź. W grudniu ten tekst się ukazał i wtedy nie wywołało to żadnej reakcji. On pytał o poszczególne nazwiska i zatajono to przed nim. Dopiero poprzez moje interpelacje o nagrody dla ministrów i wiceministrów okazało się, że mamy do czynienia z bezczelnym, nieznanym wcześniej w historii wolnej Polski zmasowanym skokiem polityków na państwowe pieniądze.
Czyli zaskoczył pana efekt?