Wszystko wskazuje na to, że następnym premierem Armenii zostanie deputowany parlamentu Nikol Paszynian, który stoi na czele trwających od kilku tygodni wielotysięcznych protestów.
Zgromadzenie Narodowe będzie wybierało nowego szefa rządu 8 maja. Paszynian wezwał swoich zwolenników do zaprzestania protestów i przygotowuje się do premierostwa. Zapowiada, że wiele może się zmienić, ale nie polityka zagraniczna kraju.
– Armenia i Rosja są partnerami strategicznymi i sojusznikami. Armenia pozostanie w Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej (należą do niej również Rosja, Białoruś, Kazachstan i Kirgizja – red.). Pozostaniemy w Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB – sojusz militarny Armenii, Białorusi, Kazachstanu, Rosji, Kirgizji i Tadżykistanu – red.). Rosyjska baza wojskowa pozostanie w Armenii, a rosyjscy pogranicznicy nadal będą strzec armeńsko-tureckiej granicy – oznajmił Paszynian w rozmowie z rosyjskim dziennikiem „Kommiersant".
Zasugerował w ten sposób, że w odróżnieniu od Ukrainy, gdzie wszystkie dotychczasowe rewolucje odmieniały politykę zagraniczną kraju, Armenia nadal pozostanie ostatnim bastionem Rosji na Kaukazie. Co ciekawie, Paszynian stoi na czele partii Yelk, co w języku ormiańskim oznacza „Wyjście". Ugrupowanie powstało w grudniu 2016 roku i od tamtej pory opowiadało się za opuszczeniem zdominowanej przez Moskwę Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej i za integracją z Unią Europejską.
– Paszynian wysłał do Moskwy takie sygnały, by Rosja nie przeszkadzała i nie ingerowała w nasze sprawy. Gdy zostanie premierem, będzie próbował przebudować nasze relacje. Dotychczasowa ekipa rządząca doprowadziła do tego, że Armenia stała się niewolnikiem Moskwy – mówi „Rzeczpospolitej" czołowy armeński politolog Stepan Grigorian. Zaznacza jednak, choć zmiany mogą dotknąć gospodarczych relacji pomiędzy Erywaniem a Moskwą, to kwestie militarne pozostaną bez zmian. – Rosyjscy żołnierze pozostaną w Armenii, dopóki nie zostanie rozwiązany konflikt z Turcją i Azerbejdżanem – mówi.