DW: Panie Prezydencie, urodził się Pan 75 lat temu i wzrastał w bardzo skromnych warunkach. W 1980 roku stanął Pan na czele wielkiego ruchu, który zapoczątkował obalenie komunizmu i Muru Berlińskiego. Dostał Pan za to nagrodę Nobla, potem został Pan pierwszym wybranym w wolnych wyborach powszechnych prezydentem powojennej Polski. Czy brakuje jeszcze Panu czegoś do spełnienia?
Lech Wałęsa: Właściwie wszystko, co sobie wymarzyłem i zaplanowałem, osiągnąłem. Tylko, że ja miałem plan do odzyskania wolności. Odzyskać wolność i doprowadzić do demokracji - myślałem, że jak już nastanie demokracja to wszystko ładnie będzie się układać. Okazało się, że do demokracji byliśmy nieprzygotowani, brak było ludzi i programów. No i tu się zaczął kłopot, m.in. dlatego przegrałem wybory. Jednakże sprawy Polski szły do przodu i tak źle nie było. W obecnej sytuacji zacząłem się zastanawiać, po co było zwyciężać, jak nie wiemy co z tym zwycięstwem zrobić? I stąd mam dziś problem, bo stary jestem, zmęczony, a nie podoba mi się to, co się dzieje. Bo obecna władza robi niedobrze. Wydaje się, że mają dobrą diagnozę, ale złe leczenie. Jednak dziś te przypadki naszych Kaczyńskich czy Trumpa dopingują nas do zmian. Wymuszają, abyśmy znaleźli rozwiązania. Ich działanie nas inspiruje. I choć ich diagnoza jest właściwa, np. u nas sądy trzeba poprawić, to wybrane rozwiązania są złe.