Korwin-Mikke pisze, że OLAF (Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych) przeprowadził śledztwo w jego sprawie i "doszedł do wniosku", że Korwin-Mikke, jako europoseł, "źle zatrudniał swoich asystentów".
"Doigrałem się. Gadało się, że Unia Europejska musi być zniszczona - to trzeba się liczyć, że Unia Europejska uzna, że to ja powinienem zostać zniszczony!" - pisze poseł Konfederacji.
Korwin-Mikke tłumaczy, że niektórzy jego asystenci "pracowali w Warszawie, choć powinni być w Katowicach, inni w Katowicach zamiast w Brukseli".
"Nie, nikt nie oszukiwał na żadnych przejazdach - ale wiadomo, że doradca klienta musi być w miejscu, gdzie przebywa klient, a nie doradzać np. przez sieć lub telefon" - ironizuje Korwin-Mikke.
Następnie polityk informuje, że "pobił rekord" Marine Le Pen, ponieważ "OLAF chce, by zwrócił Unii prawie pół miliona euro", bo "nie pilnował, by asystenci pracowali tak, jak 'powinni' (wedle Unii)".