Poseł, który publicznie zajmuje się życiem seksualnym politycznych przeciwników, sam poczuł się dotknięty publikacjami na temat własnej seksualności. Dał temu wyraz w swoim blogu. Kpi z gazet, przyznaje się do biseksualizmu, a nawet nazywa quadroseksualistą. Posła zabolało to, co sam tak uwielbia. Amatorsko psychoanalizuje innych. Zastanawia się np., jak na psychikę prezydenta wpływają „skomplikowane relacje z bratem i matką”.
A przecież to właśnie Janusz Palikot jest wymarzonym obiektem psychoanalizy. Uporczywie i obsesyjnie powraca w życiu publicznym do dwóch tematów – tropi alkoholizm i homoseksualizm.
Dlaczego? Wyjaśnienie, że alkoholem interesuje się jako przedsiębiorca, który pierwsze poważne pieniądze zarobił na produkcji wina owocowego Dorato, a potem przerzucił się na produkcję wódki, wydaje się zbyt banalne.
Za to w książce „Płoną koty w Biłgoraju” poseł sam przyznał, że jego ojciec „lubił często zaglądać do kieliszka”.
A czy dążenie do stygmatyzacji przeciwników politycznych przez przypisywanie im homoseksualnej orientacji może być projekcją osobistych problemów? Jest tak nietypowe dla polityka partii liberalnej, że musi zastanawiać.