Po ogłoszeniu wyników, Platforma znalazła się w trudnej sytuacji, bo przyjęła rękawicę rzuconą przez PiS i nadała przedterminowym wyborom w Elblągu nadzwyczajne znaczenie.
Premier zaangażował się w lokalną kampanię w sposób bezprecedensowy – był w Elblągu w sumie trzy razy w ciągu dwóch tygodni. Toczył w tym mieście pośredni pojedynek z Jarosławem Kaczyńskim. I ten pojedynek przegrał.
Czy prestiżowa porażka w Elblągu zachwieje pozycją Tuska w partii? Zdaniem naszych rozmówców – nie. Bo poza nim do Elbląga jeździli także inni prominentni liderzy Platformy, w tym Grzegorz Schetyna i Radek Sikorski. Oficjalna wersja obowiązująca w PO brzmi: to nie jest duża porażka. Partia odetchnęła już 2 tygodnie temu, kiedy okazało się, że udało się jej zdobyć dobry wynik w wyborach do rady miejskiej, a Gelert weszła do drugiej prezydenckiej tury. To oznaczało bowiem, że nie dojdzie do całkowitego upokorzenia Platformy przez elblążan, którzy przecież w kwietniu zmietli w referendum całe związane z PO władze miasta.
PiS nadaje elbląskiej wiktorii znaczenie wręcz przełomowe. To – po wyborach uzupełniających do Senatu w Rybniku – kolejny sukces tej partii w starciu z Platformą. PiS ma także spore szanse wygrać w senackich wyborach uzupełniających na Podkarpaciu na początku września.
Te małe wyborcze sukcesy nie miałyby większego znaczenia, gdyby nie stanowiły zwiastuna zmiany preferencji partyjnych Polaków. A wszystkie poważne ośrodki badania opinii pokazują, że na przełomie kwietnia i maja PiS wyszedł na czoło sondaży poparcia dla partii.
Platforma straciła Elbląg. Jaki z tego wniosek?