Jak donosi Fakt, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski wysłał chroniących go oficerów BOR po pizzę do oddalonej o 10 kilometrów restauracji. Zdarzenie miało miejsce podczas długiego weekendu majowego, który Sikorski spędzał w swoim dworku w Chobielinie pod Bydgoszczą. – Minister pracował intensywnie w weekend – tłumaczył "Faktowi" rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski.
- PO szła do władzy pod hasłem ataków na ówcześnie radzący PiS, za takie sytuacje. Pamiętamy, jakie było oburzenie mediów, gdy policja dowiozła hamburgera ministrowi Dornowi. Widać, że część polityków PO nie wzięła sobie tego do serca - komentuje europoseł Polski Razem Adam Bielan - Mamy do czynienia z sytuacją, którą można nazwać mianem hipokryzji - dodaje.
Jego zdaniem, "jeżeli okoliczności były takie, jakie opisała gazeta, to minister powinien unikać takich sytuacji w przyszłości". Polityk nie uważa jednak, by powinno się wyciągać konsekwencje wobec samych funkcjonariuszy, którzy dowozili pizzę ministrowi.
- Najmniej krytyczny byłbym w tej sprawie wobec funkcjonariuszy. Im ciężko odmówić, gdy zwierzchnik wydaje polecenie. Ale trzeba sprawdzić, czy nie doszło w tej sytuacji do jakiegoś podwyższenia zagrożenia. Minister Spraw Zagranicznych należy do tej grupy polityków, którzy są narażeni na niebezpieczeństwo i powinni być chronieni non stop - kwituje Bielan.
Rzecznik rządu Małgorzata Kidawa-Błońska zapewnia "Rz", że bezpieczeństwo Sikorskiego nie było osłabione. - Minister ma całodobową ochronę. Pizzę kupiła ochrona, która jechała na swoją zmianę - przekonuje posłanka PO.