Obywatele zatem płacili za prywatne podróże. Pozostaje pytanie, czy zgodnie z prawem.

I okazuje się, że latać mógł za darmo, ale nocować niekoniecznie. Poseł ma prawo, na terenie kraju, do bezpłatnego przejazdu środkami publicznego transportu zbiorowego oraz przelotów w krajowym przewozie lotniczym, a także do bezpłatnych przejazdów środkami publicznej komunikacji miejskiej (art. 43 ust.1 ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora). Szczegóły reguluje rozporządzenie Ministra Infrastruktury z 28 grudnia 2001 r. w tej sprawie. Jeżeli poseł korzysta z innej linii lotniczej niż LOT, kancelaria Sejmu zwraca mu pieniądze za kupiony bilet. I nie pyta, gdzie leciał i po co, bo poseł nie musi się z tego tłumaczyć. Po prostu poseł ma prawo do bezpłatnych podróży.

Ponadto poseł może też przespać w hotelach 7,6 tys. zł rocznie. Kancelaria pokrywa mu w takiej kwocie koszty noclegów poza miejscem stałego zamieszkania i poza Warszawą związanych z wykonywaniem mandatu. Ma też prawo do zwrotu kosztów hotelu w podróży służbowej. W tym wypadku stosuje się przepisy rozporządzeniem Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 29 stycznia 2013 r. w sprawie należności przysługujących pracownikowi zatrudnionemu w państwowej lub samorządowej jednostce sfery budżetowej z tytułu podróży służbowej. Tu jednak pojawia się wątpliwość. Oczywiście studenci to wyborcy, ale wykład trudno raczej uznać za spotkanie z nimi, a jeszcze trudniej za cel podróży służbowej.

Czytaj także: Newsweek: Poseł Duda podróżował na koszt Sejmu