Do czwartku, 7 stycznia, w wyborach na przewodniczącego Platformy można było głosować elektronicznie, a do 20 stycznia członkowie partii mogą robić to korespondencyjnie. Liczenie głosów potrwa najdłużej cztery dni. Potem Zarząd Krajowy partii podejmie decyzję, kiedy rezultat wyborów zostanie podany do publicznej wiadomości.
Kłopot w tym, że na kartach wyborczych wciąż widnieje nazwisko Tomasza Siemoniaka, który 31 grudnia 2015 r. ogłosił, że rezygnuje z walki o przywództwo w PO i przekazuje swoje poparcie Grzegorzowi Schetynie.
– Tomek zrezygnował w takim momencie, w którym karty do głosowania były już wysłane, więc niektórzy pewnie już na niego zagłosowali – mówi nam poseł PO Wojciech Wilk.
By zostać przewodniczącym PO, Schetyna musi uzyskać większość bezwzględną z ponad 17 tysięcy głosów, bo tylu członków partii jest uprawnionych do głosowania. Mimo że wciąż można głosować na Siemoniaka, nic nie wskazuje na to, by Schetyna miał kłopot z wygraną.
W partii trwa giełda nazwisk polityków PO, którzy mogą liczyć na przychylność nowego lidera. Nasi rozmówcy przekonują, że niezbędna jest obecnie konsolidacja wewnątrz partii i będzie to połączenie rutyny z młodością, która ma pomóc odzyskać prymat na politycznej scenie. – To jest etap, na którym trzeba łączyć, a nie dzielić. Myślę, że Grzegorz ma tego świadomość, dlatego nie spodziewam się żadnych wojenek – mówi poseł PO Cezary Tomczyk.