Los Bidena juniora od lat jest obsesją Donalda Trumpa. To z jego powodu po raz pierwszy groził mu impeachment. W grudniu 2019 r. mający większość w Izbie Reprezentantów demokraci zarzucili ówczesnemu prezydentowi, że wstrzymał wsparcie dla Ukrainy, bo Wołodymyr Zełenski nie chciał mu przekazać kompromitujących materiałów na Huntera Bidena. Już wówczas dla Trumpa było jasne, że to Joe Biden będzie jego głównym rywalem w walce o reelekcję. Poprzez syna chciał więc pogrążyć ojca. O tym ostatnim wspominał potem wielokrotnie, w tym w trakcie szturmu swoich zwolenników na Kongres 6 stycznia 2021 r.
Jeszcze w czasie pełnienia urzędu Trump powołał specjalnego prokuratora z Delaware, aby wyjaśnił wszystkie sprawy związane z Hunterem Bidenem. Joe Biden go nie odwołał. Pod koniec lipca prawnicy obu stron mieli w obecności sądu dojść do polubownego porozumienia. Zakładało ono, że syn prezydenta przyzna się do wielu przestępstw. Chodziło w szczególności o unikanie podatków oraz ukrywanie zależności od kokainy w chwili zakupu broni. W zamian Biden junior miał uzyskać pełny immunitet karny.
Czytaj więcej
Problemy syna były dla Joe Bidena od dawna nie tylko bolączką osobistą, ale też polityczną. Teraz prezydent znowu jest na celowniku przeciwników.
W ostatniej chwili okazało się jednak, że strony zupełnie inaczej zrozumiały kompromis. Prokurator był gotowy przyznać immunitet, ale jedynie we wspomnianych sprawach. Dla oskarżonego przyznanie się do winy w takich okolicznościach nie miało sensu. Teraz zacznie się więc długi proces, który może zaszkodzić szansom Joe Bidena na reelekcję.
Chodzi w szczególności o ogromne dochody, jakie Hunter otrzymywał w trakcie pracy dla ukraińskiej firmy energetycznej Burisma. Nie wynagradzano jego niezwykłych umiejętności menedżerskich, ale bliski kontakt z ojcem, wiceprezydentem USA, któremu Barack Obama powierzył kwestie ukraińskie.