Nie tylko gospodarka jest po ponad dwóch dekadach rządów Erdogana w złym stanie. Gorzej jest z demokracją. W więzieniach siedzą dziesiątki jego prawdziwych czy domniemanych przeciwników z okresu zakrojonych na ogromną skalę czystek po nieudanym zamachu stanu w 2016 roku. Za kratami siedzą dwaj prominentni polityczni przeciwnicy prezydenta: Salehattin Demirtas, były współprzewodniczący prokurdyjskiej partii HDP, oraz obrońca praw człowieka Osman Kavala. Demirtas przebywa w więzieniu od listopada 2016 r., Kavala od listopada 2017 r. Do ich uwolnienia wzywa Europejski Trybunał Praw Człowieka.
Na dwa lata i siedem miesięcy więzienia został skazany w grudniu ubiegłego roku burmistrz Stambułu Ekrem Imamoglu za obrazę urzędników komisji wyborczej w 2019 roku. Nazwał ich idiotami po tym, jak komisja wyborcza zaordynowała powtórne wybory burmistrza, które Imamoglu wygrał w 16-milionowej metropolii przewagą 14 tys. głosów. W powtórnym głosowaniu jego przewaga wyniosła już ponad 800 tys. głosów. Nikt nie miał wątpliwości, że wyrok był zgodny z oczekiwaniami obozu rządzącego.
Jako że trwa proces odwoławczy, popularny w całym kraju Imamoglu nie mógł zostać wybrany na wspólnego kandydata opozycji. Został nim 74-letni Kemal Kilicdaroglu, reprezentujący sześć partii opozycyjnych. 13 lat temu został szefem CHP, spadkobiercy ugrupowania Kemala Atatürka. Przez trzy dekady stał na czele instytucji ubezpieczeń społecznych. Członkiem parlamentu został dopiero po przejściu na emeryturę.
Kilicdaroglu nie ma takiej charyzmy jak Imamoglu, co utrudnia prowadzenie kampanii. W wystąpieniach nawiązuje do swego biednego pochodzenia. Mówi, że musiał przez lata nosić tę samą parę butów, a w czasie studiów ekonomicznych nie stać go było na transport publiczny i na wykłady chodził pieszo. Pragnie w ten sposób dotrzeć do wyborców konserwatywnych na tureckiej prowincji. To tam rozstrzygnie się los wyborów, jako że takie metropolie jak Stambuł czy Ankara są od dawna we władaniu opozycji. To tam oraz w dużych miastach mieszka niemal połowa wyborców, którzy źle oceniają rządy prezydenta Erdogana.
Mocarstwowa retoryka
Nikt nie ma wątpliwości, że porażka Erdogana, jak i jego zaplecza partyjnego, byłaby niemal równoznaczna z historycznym zwrotem w losach kraju na miarę Atatürka. Prezydent nie dopuszcza myśli o swej porażce. Jego kampania jest zbudowana na wizerunku światowego przywódcy, bywalca zarówno w Moskwie, jak i stolicach zachodnich, z którego decyzją liczą się wszyscy i który ma wpływ na wydarzenia światowe. Dał temu wyraz niedawno w czasie przekazania marynarce nowego okrętu wielkości lotniskowca. To przykład mocarstwowej retoryki mającej podkreślić ambicje Turcji pod rządami Erdogana. Obserwatorzy podkreślają jednak, że jest to retoryka obliczona na użytek kampanii wyborczej.
– Skutki lutowego trzęsienia ziemi oraz zły stan tureckiej gospodarki wymusiły złagodzenie linii polityki zagranicznej. Ta zmiana jest widoczna w zasadzie na wszystkich frontach. Widać to na przykładzie relacji z Grecją. Spodziewano się, że w okresie przedwyborczym Ateny będą adresatem agresywnych tyrad ze strony obozu rządzącego – mówi „Rzeczpospolitej” Ioannis Grigoriadis, ekspert ateńskiego thin tanku Eliamep, obserwujący wydarzenia ze Stambułu. Jego zdaniem tak się nie stało, gdyż osłabiona gospodarczo Ankara zdaje sobie sprawę z konieczności współpracy z wszystkimi partnerami.