Do ataku 42-letniego mężczyzny na Paula Pelosi doszło 28 października. Napastnik wtargnął do domu Pelosich w San Francisco i miał wykrzykiwać "Gdzie jest Nancy". Spikerki Izby Reprezentantów nie było w tamtym czasie w domu - ofiarą ataku został jej mąż, który doznał obrażeń czaszki i innych urazów.

W rozmowie z CNN Pelosi stwierdziła, że atak był efektem tych samych kłamstw, które doprowadziły do ataku na Kapitoil 6 stycznia przez zwolenników Donalda Trumpa uważających, że wybory prezydenckie zostały sfałszowane.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Atak na Pelosi, fake newsy i Elon Musk

Pelosi, łamiącym się głosem, wspominała w CNN moment, w którym policja z Kapitolu obudziła ją w jej waszyngtońskim mieszkaniu, by poinformować o ataku, którego ofiarą padł jej 82-letni mąż.

- Dla mnie było to trudne - stwierdziła dodając, że ma świadomość, iż to ona była celem napastnika. - Paul nie był celem, a to on zapłacił za to cenę - dodała.

Muszę powiedzieć, że na moją decyzję wpłynie to, co się stało

Nancy Pelosi, spikerka Izby Reprezentantów

Na pytanie czy podjęła decyzję ws. odejścia z Kongresu, jeśli Partia Demokratyczna straci większość w Izbie Reprezentantów, Pelosi zaprzeczyła.

- Muszę powiedzieć, że na moją decyzję wpłynie to, co się stało - stwierdziła jednocześnie. Dopytywana czy chodzi o atak na jej męża, odparła: "tak".

- I będzie to miało wpływ, ale pozostańmy przy tym - dodała podkreślając, że 35 lat służby publicznej w Kongresie było dla niej "błogosławieństwem".

42-letni David Wayne DePape, który wtargnął do domu Pelosich zeznał przesłuchiwany przez policję, że chciał porwać Nancy Pelosi, przesłuchać jej i połamać jej kolana, gdyby kłamała. Jednocześnie mężczyzna nie przyznał się przed sądem do stawianych mu zarzutów - w tym usiłowania zabójstwa.