„Nie było żadnego zagrożenia. Oficerowie zachowali się w sposób całkowicie profesjonalny" – tak o sprawie, którą opisaliśmy w poniedziałkowej „Rzeczpospolitej", mówił w programie „Jeden na jeden" w TVN24 wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin.
W poniedziałek – opierając się na relacji naszych informatorów – napisaliśmy, że podczas powrotu wicepremiera z Zakopanego ze skoków narciarskich BOR-owskie bmw przebiło oponę. Do zdarzenia miało dojść tuż za rogatkami Zakopanego. Funkcjonariusze nie zatrzymali auta, ale pojechali prawie 100 km do Krakowa, gdzie przy urzędzie wojewódzkim czekała flota limuzyn dla prezydenta RP Andrzeja Dudy. Wytknęliśmy BOR niepotrzebne ryzyko i brak stosowania się do wymogów specjalnych procedur ochrony najważniejszych osób w państwie, które nakazują zatrzymać pojazd i przenieść VIP-a do innego, sprawnego auta.
Wicepremier Jarosław Gowin na antenie TVN 24 stwierdził jednak, że „gumę" jego samochód złapał za Krakowem i że „przejechali z prędkością 50 km na godzinę około 20 km".
Jak było naprawdę? Słowa naszych informatorów lub wicepremiera mogłoby potwierdzić Biuro Ochrony Rządu. Ale konsekwentnie milczy. Zarówno przed publikacją, jak i po niej zasłoniło się klauzulą niejawności.
Kapitan Grzegorz Bilski zapewnił nas jedynie, że auto wicepremiera miał opony typu run-flat (wzmocnione ścianki, które pozwalają nieduży dystans pokonać na oponie bez ciśnienia), a funkcjonariusze „działali zgodnie z procedurami".