Korespondencja z Brukseli
W środę w Brukseli odbyło się spotkanie ministrów obrony NATO, pierwsze z udziałem Jamesa Mattisa, nowego sekretarza obrony USA. Generał przyjechał do Europy z uspokajającym apelem o wadze sojuszu transatlantyckiego dla nowej amerykańskiej administracji. Tym bardziej uspokajającymi, że zbiegł się on w czasie z płynącymi z Waszyngtonu informacjami o nie tak prorosyjskim nastawieniu Białego Domu, po dymisji Michaela Flynna ze stanowiska doradcy prezydenta ds. bezpieczeństwa.
Zresztą sam Mattis w drodze do Brukseli przyznał, że nadzieje na jakiś rodzaj partnerstwa z Rosją okazały się daremne. Zatem politycznie USA cały czas uznają NATO za podstawę relacji. Ale chciałyby, to zresztą nie jest wynalazek Trumpa, bo tego samego chciał Barack Obama, żeby Europa uczciwie za to zapłaciła. – Ameryka wypełni swoje zobowiązania. Ale jeśli nie chcecie, żebyśmy ograniczyli nasze zaangażowanie w Sojusz, każdy z was musi pokazać poparcie dla naszej wspólnej obrony – tak, według agencji Reuters, miał powiedzieć Mattis ministrom pozostałych 27 krajów.
Polska teoretycznie może czuć się bezpieczna. Po pierwsze, jesteśmy jednym z pięciu państw, które wypełniają zobowiązanie sojusznicze przeznaczania 2 proc. PKB na obronę. Oprócz nas wskaźnik ten osiągnęły jeszcze USA, Wielka Brytania, Grecja i Estonia. Po drugie, NATO realizuje w naszym kraju, oraz w trzech państwach bałtyckich, program wzmocnienia wschodniej flanki. Cztery bataliony są szykowane do wysłania do Polski, Łotwy, Litwy i Estonii. Poza tą nową inicjatywą NATO prowadzi program ćwiczeń wojskowych, patroluje przestrzeń powietrzną i morską w Europie Wschodniej, w Polsce stacjonują też wojska amerykańskie. Wszystko to odbywa się na zasadzie rotacyjnej, a nie stałej, ale kolejne elementy tej obecności sprawiają, że można ją już uznać za trwały element europejskiego krajobrazu obronnego. Polacy chcieliby dodatkowego jego wzmocnienia poprzez reformę struktur dowodzenia NATO, może nawet poprzez tworzenie nowych wydziałów i zatrudnianie nowych ludzi, którzy odpowiadaliby właśnie za wschodnią flankę.
– Chodzi o takie trochę zabetonowanie wschodniej flanki – wyjaśnia nieoficjalnie dyplomata w Kwaterze Głównej. Im więcej będzie elementów wschodniej flanki w każdym aspekcie działania NATO, również w strukturze biurokratycznej, tym trudniej będzie w przyszłości z niej zrezygnować. – Teraz rozpoczynamy dyskusję, jak podtrzymać te wysiłki rozbudowanej obecności NATO w Europie – przyznał Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO. Po latach koncentrowania się na działalności ekspedycyjnej NATO wraca do źródeł, jakim jest obrona państw członkowskich. I do tego musi również dostosować swoje struktury.