Misiewicz rozpoczął długi urlop, a po nim "odbieranie wolnego za nadgodziny" po tym, jak media opisały jego wyprawę do Białegostoku, gdzie rządową limuzyną miał pojechać do klubu. Fala oburzenia spadła na Misiewicza również po tym, jak upublicznione zostały przypadki oddawania mu honorów przez oficerów WP.
Podwładny Antoniego Macierewicza był na urlopie od początku lutego. Wtedy również ze stron internetowych MON zniknęło jego zdjęcie, a obowiązki szefa gabinetu politycznego zaczął pełnić Krzysztof Łączyński.
Dziś "SuperExpress" informuje, że Bartłomiej Misiewicz wraca do pracy w Ministerstwie Obrony Narodowej. Według gazety stracił co prawda posadę rzecznika MON, ale zachował stanowisko szefa gabinetu politycznego.
Ma to mieć związek z decyzją prokuratury o umorzeniu śledztwa ws. "przekroczenia uprawnień żołnierzy Żandarmerii Wojskowej asystujących w działaniach prowadzonych wobec Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu Wojskowego NATO przez Bartłomieja Misiewicza, pełnomocnika MON ds. Centrum" - brzmi decyzja prokuratury.