– Trudno właściwie zrozumieć, dlaczego Erdogan upiera się przy formalnym wprowadzeniu w Turcji systemu prezydenckiego w sytuacji, gdy system taki faktycznie istnieje – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Ahmet Kuhalci, publicysta europejskiej edycji dziennika „Hürriyet". Dowodzi, że prezydent już teraz robi, co chce, opierając się bynajmniej nie wyłącznie na większości parlamentarnej swej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju. Trzyma w rękach wszystkie nici władzy, nie ma realnego zagrożenia ze strony opozycji. Jeśli się ono pojawi – na przywódców opozycji czekają miejsca w więzieniach. Po ubiegłorocznym puczu aresztowano 50 tys. osób, a pracę straciło dwa razy więcej rzeczywistych i domniemanych zwolenników ruchu Fethullaha Gülena oskarżanego o dyrygowanie z dalekich Stanów Zjednoczonych zamachem stanu.
Prezydent kontroluje też za pośrednictwem zaprzyjaźnionych instytucji wszystkie niemal media i jest w gruncie rzeczy już teraz samowładcą. Po wprowadzeniu 18 poprawek do konstytucji będzie panem i władcą odpowiedzialnym jedynie przed Allahem i historią. I to co najmniej do 2029 r., gdyż po wejściu w życie zmian konstytucyjnych za dwa lata Erdogan może zostać wybrany ponownie na prezydenta na kolejne dwie pięcioletnie kadencje.
Będzie równocześnie szefem rządu, którego członków powoływać będzie sam. Będzie też mógł dymisjonować wszystkich najważniejszych urzędników i uzyska kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości, obsadzając swymi ludźmi Najwyższą Radę Sędziów i Prokuratorów.
Dobrze już było
Wygląda na to, że Erdogan i jego AKP mają już najlepsze czasy za sobą. W pierwszych latach rządów powiódł się plan reanimacji gospodarki, która znajduje się jednak od dwóch lat na równi pochyłej. Turecka lira straciła w tym czasie 50 proc. wartości. W ubiegłym roku o jedną trzecią spadły wpływy z turystyki, co nie dziwi, biorąc pod uwagę serię zamachów w wykonaniu dżihadystów z tzw. Państwa Islamskiego oraz trwającą w południowo-wschodnich regionach otwartą wojnę z separatystami z Partii Pracujących Kurdystanu (PKK). Spadek zagranicznych inwestycji zbliżył się w styczniu tego roku do 50 proc. Wzrost gospodarczy wyniósł wprawdzie w roku ubiegłym 2,9 proc., ale zdaniem specjalistów stabilizację zapewnić może tylko wzrost o 5 proc. W najlepszych latach ubiegłej dekady było to niemal 7 proc.
To była jedna z przyczyn popularności Erdogana. Tym bardziej że miał ambicje uczynienia z Turcji mocarstwa regionalnego, co jednak się całkowicie nie udało. Podobnie jak zbliżenie z Europą, które mogłoby urealnić perspektywę członkostwa w UE. Reforma konstytucji krytykowana przez Komisję Wenecką, OECD oraz instytucje europejskie i stolice państw unijnych odsuwa zbliżenie.
– Antyeuropejska, skierowana zwłaszcza pod adresem Niemiec i Holandii retoryka Erdogana będzie miała negatywne konsekwencje – mówi Sinan Ülgen. Nie przewiduje jednak zerwania negocjacji członkowskich w wypadku pozytywnego dla prezydenta wyniku referendum.