Jako wściekłą, a nie zbolałą opisał swoją, zauważoną przez media, minę podczas sejmowego głosowania nad ustawą o Sądzie Najwyższym. Gowin tę ustawę poparł. Jak tłumaczył - służyło to "podtrzymaniu jedności w obozie prawicy".
- Gdybym ja i moi posłowie zagłosowali przeciwko tej ustawie, czy wstrzymali się, dzisiaj rozmawialibyśmy o przedterminowych wyborach - tłumaczył. - Polityk nie jest od tego, żeby hamletyzować, żeby dzielić włosy na czworo. Polityk jest od tego, żeby zastanowić się co dla jego ojczyzny, co dla Polski jest dobre na dłuższą metę.
Jako wadliwe ocenił zawetowane przez prezydenta ustawy i wyraził nadzieję, że propozycje Andrzeja Dudy będą pozbawione ułomności, jakie zawierały ustawy autorstwa PiS, a w szczególności - przyznania zbyt dużych uprawnień ministrowi sprawiedliwości i prokuratorowi generalnemu w jednej osobie.
Gowin skrytykował również postępowanie obozu rządzącego, który forsując wadliwe ustawy ryzykował "frontalne zderzenie" z własnym prezydentem, narażając się na jego weto.
Minister był również pytany, do kogo jego zdaniem skierowany był przytyk we wczorajszym przemówieniu prezydenta podczas obchodów Święta Wojska Polskiego. Duda mówił wówczas, że "polska armia nie jest niczyja prywatną własnością".