Na początku stycznia szef rządu Mateusz Morawiecki spotkał się na Węgrzech z premierem Viktorem Orbánem i prezydentem Jánosem Áderem. Otrzymał w prezencie statuetkę i monetę przedstawiające Stefana I Świętego. O kosztownych podarkach poinformował we wpisie do rejestru korzyści. Dokument wysłał jednak do Państwowej Komisji Wyborczej, która prowadzi rejestr, po upływie 30-dniowego terminu. Wkrótce za takie przeoczenie będzie mógł trafić do więzienia. Taką sankcję przewiduje ustawa o jawności życia publicznego autorstwa ministra Mariusza Kamińskiego.
Obecnie funkcjonowanie rejestru reguluje ustawa antykorupcyjna z 1997 r. Najważniejsi urzędnicy i samorządowcy muszą wpisywać informacje m.in. o darowiznach, stanowiskach i sponsorowanych wyjazdach. W projekcie Kamińskiego przewidziano niemal identyczną konstrukcję rejestru. Główna różnica polega na tym, że dodano przepis mówiący o karze do pięciu lat więzienia za podanie nieprawdy lub przekroczenie terminu.
Gdyby przepis już obowiązywał, za kratki mogłaby trafić duża część rządu. Pierwszego wpisu, wymaganego w ciągu 30 dni od objęcia stanowiska, nie zrobili zaprzysiężeni 11 grudnia wicepremier Piotr Gliński, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i minister pracy Elżbieta Rafalska. I choć identyczne stanowiska zajmowali wcześniej w rządzie Beaty Szydło, to zdaniem PKW deklarację powinni złożyć ponownie.
Jeszcze bardziej ewidentna jest sytuacja nowych ministrów, zaprzysiężonych 9 stycznia. Spośród nich pierwszych wpisów nie złożyli w terminie albo wcale minister inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński, minister zdrowia Łukasz Szumowski, nowy szef MON Mariusz Błaszczak i minister infrastruktury Andrzej Adamczyk.
Rzecznicy tych ministrów w odpowiedzi na pytania „Rzeczpospolitej" informują, że ich szefowie właśnie uzupełnili braki albo zrobią to w najbliższym czasie. Nie podają przyczyn spóźnienia. Centrum Informacyjne Rządu nie odpowiedziało na pytania dotyczące premiera.