Pierwszy tom jest zbiorem tekstów pisanych przez kobiety i analizujących przeszłość, dzisiejszą postawę i ewentualną prezydencką przyszłość Hillary Rodham Clinton, obecnie promowanej – zgodnie z jej życzeniem – po prostu jako Hillary. Redaktorka tomu Susan Morrison poprosiła o wypowiedzi autorki u nas w większości nieznane, choć w USA posiadające społeczny status i cieszące się popularnością w różnych kręgach. Panie nie zostawiły na bohaterce suchej nitki, skupiając się nie tylko na jej wypowiedziach i politycznej karierze, ale też na strojach, fryzurze i zachowaniu. Efekt jest ciekawy, acz nierówny, bynajmniej nie dlatego, że wśród autorek zwolenniczki zmagają się z przeciwniczkami pani senator. To książka pisana z osobistej perspektywy, niestroniąca od odnośników do przeszłości autorek, ich nadziei związanych z przyszłą prezydenturą pani Clinton.
Można wyczuć, że Hillary wiele z nich zawiodła: zarzucają jej, że „za bardzo się stara” (Katie Roiphe, przypominając zarzuty Nory Ephron, która w 2006 r. twierdziła, iż Hillary „zrobi wszystko, by wygrać”, podważając nieco autentyczność jej protestów przeciw wojnie w Iraku). Mają do niej pretensje, że nie rozwiodła się z Billem, gdy ten romansował z panną Lewinsky, choć właściwie wiedzą, dlaczego przy nim trwała: by teraz zdobyć urząd dzięki popularności męża. Jest nie dość kobieca (Susanna Moore), wykorzystuje „przypadek, szczęśliwy traf i brak dobrego smaku u mężczyzn” (Lionel Shriver), jest niczym „matka, która wszystko wie najlepiej” (Dahlia Lithwick). Katie Roiphe podkreśla jednak, że Hillary jest równocześnie uosobieniem „marzeń feministycznych, wcieleniem słów, które słyszą małe dziewczynki: „Ty też możesz zostać prezydentem. Możesz być, kim zechcesz”.
Jane Kramer przyznaje, że porównując Hillary i Obamę, stawia jej pytania, których nie zadałaby mężczyźnie, akceptując w pewien sposób jego rolę; od pani Clinton zaś chciałaby się dowiedzieć, dlaczego chce najwyższej funkcji w państwie i jaką przez to jest kobietą. Sama Hillary powiedziała kiedyś, że jest „testem Rorscharcha” dla wyborców. Wyniki badań ich inteligencji i osobowości poznamy w listopadzie.
Druga książka mówi o bombie w sensie dosłownym – to biografia Roberta Oppenheimera, uważanego za twórcę amerykańskiej potęgi atomowej. Kai Bird i Martin J. Serwin spróbowali na ponad 700 stronach pokazać skomplikowaną naturę wybitnego naukowca i równie skomplikowane okoliczności jego wzlotu i upadku. Jeśli wierzyć przyjęciu książki przez krytyków i czytelników, zamiar w pełni im się udał.
Oppenheimer był jednym z najpopularniejszych naukowców w USA, do czego walnie przyczynili się jego przeciwnicy. Był „nieznośnym genialnym dzieckiem”, jak sam o sobie pisał, miał zdolności poetyckie, talent do języków i wielki ścisły umysł. Nic dziwnego, że nękały go depresje – w 1925 chciał otruć swego uniwersyteckiego opiekuna. Lekarze stwierdzili „frustrację o podłożu seksualnym”, czemu na szczęście dało się łatwo zaradzić… W Berkeley, gdzie przed wojną objął katedrę fizyki teoretycznej, nosił się jak pierwowzór hipisa, palił cztery paczki papierosów dziennie i pił z upodobaniem.