Liczba oficjalnie zarejestrowanych lobbystów w żadnej mierze nie odpowiada liczbie osób spoza parlamentu faktycznie pracujących w komisjach i podkomisjach, a więc mających wpływ na kształt ustaw. – Sposób tworzenia prawa pozwala faktycznym, ale nieujawnionym lobbystom jednostronnie i niejawnie wpływać na kształt aktów prawnych – zwraca uwagę Fundacja Batorego, która w ramach programu „Przeciw korupcji” od kilku lat monitoruje proces stanowienia prawa.
– Taki stan rzeczy może powodować bardzo poważne zagrożenia – podkreśla szefowa programu Grażyna Kopińska.
Jakie? Można się było przekonać choćby w 2002 r. przy okazji prac nad ustawą medialną, które doprowadziły do wybuchu afery Rywina. Znany producent filmowy zażądał wtedy od Agory aż 17,5 mln dolarów (przy ówczesnym kursie dolara było to ok. 60 mln zł) za korzystne dla koncernu ustawienie przepisów medialnych.
Aby zapobiec takim sytuacjom, w 2005 roku uchwalona została specjalna ustawa o działalności lobbingowej. Przewiduje ona, że osoby, które prócz samych posłów wpływają na kształt ustaw, powinny się zarejestrować w specjalnym rejestrze i działać jawnie. Ustawa mówi, że osoby takie nie tylko mogą uczestniczyć w pracach sejmowych komisji i podkomisji, ale nawet zgłaszać podczas ich posiedzeń propozycje zmian czy poprawek. Problem w tym, że po przeszło dwóch latach obowiązywania ustawy okazuje się, że w praktyce jest ona martwym prawem.
– Zamiast oficjalnie działającego lobbingu cały czas dominuje zwykłe załatwiactwo – mówi Kopińska.