W poniedziałek wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna w Zakopanem osobiście wręczał samorządowcom promesy na 20 mln zł na odbudowę zniszczeń (straty to ok. 160 mln zł). Jutro w Sanoku wręczy też promesy dla Podkarpacia.
Tego lata politycy zareagowali na ulewy wyjątkowo szybko – już dwa dni po wezbraniu rzek Małopolski i Podkarpacia, jeszcze zanim policzono straty.
W piątek 25 lipca szef Klubu PiS Przemysław Gosiewski poprosił marszałka Bronisława Komorowskiego (PO) o wprowadzenie do porządku obrad Sejmu informacji rządu o sytuacji i pomocy dla dotkniętego powodzią południa Polski. Reakcja była natychmiastowa. MON oświadczyło, że posłało tam już żołnierzy. A premier Donald Tusk oraz wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna w sobotę polecieli na Podhale.
Skąd te gwałtowne działania?
Może stąd, że opozycja i samorządowcy z terenów często nawiedzanych przez klęskę wyrzucają rządowi blokowanie inwestycji mających zapobiegać katastrofom. Minister rozwoju Elżbieta Bieńkowska wykreśliła bowiem wiele takich projektów z listy kluczowych inwestycji finansowanych za unijne pieniądze. W tym wszystkie z Podkarpacia: budowę wałów przeciwpowodziowych na rzekach, a nawet strategiczny dla całej Polski południowo-wschodniej projekt budowy zbiornika wodnego Kąty-Myscowa w okolicach Jasła.