Janusz Palikot stwierdził wczoraj, że „odpowiedzialność moralną za śmierć tych dziewięćdziesięciu kilku ludzi na pokładzie Tu-154 ponosi Lech Kaczyński”. – To on przygotowywał ten wyjazd, skład delegacji, to on doprowadził do tego, że był rodzaj miękkiej presji, że musimy wylądować – mówił Palikot w TVN 24. – Lech Kaczyński ma na ręku krew tych ludzi, którzy zginęli w Smoleńsku.

Potem w Lublinie zastanawiał się, dlaczego samolot miał blisko pół godziny opóźnienia. – Trzeba się dowiedzieć, czy Lech Kaczyński nie był na pokładzie pijany i dlaczego spóźnił się na lot 25 minut – mówił. Tłumaczył, że sprawą zajął się teraz, gdy Jarosław Kaczyński zapowiedział większe starania o wyjaśnienie przyczyn tragedii. – Ci, którzy reprezentują w pewnym sensie rodzinę osoby, która – nie można tego wykluczyć – ponosi pewną odpowiedzialność etyczną, a także i polityczną za śmierć innych osób z tego samolotu, czy ci ludzie dzisiaj nie powinni milczeć – pytał Palikot.

Radosław Sikorski (PO) przyznał na antenie TVN 24, że słowa Palikota były „za mocne”. – Jest to jednak reakcja na insynuacje, że winny tragedii jest rząd – tłumaczył.

– Obrzydliwość, która wypływa z tego człowieka, jest tak hańbiąca jego środowisko polityczne, że zastanawiam się, co jeszcze musi zrobić, żeby Donald Tusk i Bronisław Komorowski pozbyli się go z polskiej polityki – mówi Marek Migalski, europoseł PiS.

Ale nie tylko lubelski poseł w PO ma taką opinię. – To, co powiedział Palikot o katastrofie smoleńskiej, to dość powszechne mniemanie – mówił w TVN 24 poseł Kazimierz Kutz .