Zbliża się 10 kwietnia, rocznica katastrofy smoleńskiej, więc zaczyna się gra hakami, by zdyskredytować Lecha Kaczyńskiego – twierdzi dr Andrzej Duda, który w jego kancelarii odpowiadał m.in. za sprawy ułaskawień.
W piątek media poinformowały, że w czerwcu 2009 r. Lech Kaczyński ułaskawił Adama S., przedsiębiorcę z Kwidzyna, którego sąd skazał na rok więzienia w zawieszeniu za oszustwa skarbowe i wyłudzenie ok. 120 tys. zł z PFRON. Trzy tygodnie później Adam S. założył spółkę z Marcinem Dubienieckim, zięciem prezydenta.
Wczoraj prof. Tomasz Nałęcz, doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego, zapowiedział, że Kancelaria Prezydenta zbada sprawę ułaskawienia Adama S. – Gołym okiem widać, że w grę wchodzi podejrzenie nieuczciwości. To znaczy wykorzystania osobistej znajomości dla załatwienia sprawy, gdzie osobiste znajomości nie powinny w grę wchodzić – mówił w Radiu Zet.
– Nigdy Dubieniecki nie pisał w tej sprawie do Kancelarii Prezydenta, nie rozmawiał ze mną na ten temat – ripostuje Duda.
I wyjaśnia, że na decyzję o ułaskawieniu S. miał wpływ fakt, że przedsiębiorca przed wystąpieniem do prezydenta zwrócił wszystkie wyłudzone pieniądze.