Donald Tusk wyruszył do Wielkopolski wczoraj rano. W Kutnie, gdzie wypadł nieplanowany przystanek tuskobusu, premiera zaczepiła płacząca kobieta. – Mam tysiąc złotych na utrzymanie czterech osób. Brakuje mi już sił – mówiła. W Koninie z kolei przywitały go kwiaty i życzenia od uczniów Szkoły Podstawowej nr 6 oraz spora grupa zwolenników. – Pan mi uścisnął rękę. Teraz nie będę jej mył – zapewniał Tuska jeden z nich.
Do Poznania lider PO przyjechał wieczorem. Spotkał się z kupcami. Tymczasem od wczesnego rana na spotkanie z nim szykowali się kibice Lecha. „Przywitajmy się za te chwile bez dopingu, z nagonką, którą na każdym kroku odczuwamy, kulturalnie – lecz stanowczo" – można było przeczytać na forum stowarzyszenia Wiara Lecha. W mieście pojawiły się też transparenty, m.in. „Piłka nożna dla kiboli". – Nasze stowarzyszenie za nie nie odpowiada – zapewniał Marcin Kawka z Wiary Lecha.
Policja nie przewidziała specjalnych działań. – Tusk przyjeżdża jako lider partii, nie premier. BOR nie zwracał się do nas o pomoc – mówił Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji.
Jednak spotkanie z kupcami zostało przeniesione z targowiska do budynku Poznańskich Ośrodków Sportu i Rekreacji. – Niczego się nie obawiamy. Premier przyjedzie dopiero o 20, a wtedy targowisko jest nieczynne – zapewniał Grzegorz Jura z poznańskiej PO.
Tusk jednak zdecydował się na rozmowę z kibicami, i to nim dotarł do Poznania. Dyskutowali kilkanaście minut na wrzesińskim rynku. Na koniec premier zaprosił ich na spotkanie w Warszawie. Mimo to w Poznaniu kibice przyszli pod budynek POSiR, by skandować antyrządowe hasła.