10 kwietnia powinno się ustanowić Dniem Pojednania i Pamięci Narodowej, a zniszczony pod Smoleńskiem samolot zastąpić nowym, noszącym imię Lecha Kaczyńskiego, kupionym za pieniądze ze zbiórki publicznej, czytamy w jednym z listów do parlamentu.
Parlamentarzystom powinno się zakazać prowadzenia rozmów telefonicznych na sali obrad, którą najlepiej byłoby przenieść do któregoś z więzień, bo „skoro i tak posłowie mają sprawy karne, będzie prościej uzyskać kworum" – to inny z postulatów, jakie zgłaszają wyborcy, którzy piszą listy na adres Sejmu.
Miesięcznie do skrzynki parlamentu trafia ich ponad tysiąc. Są wśród nich obelgi i pogróżki, jednak przeplatają się z poważnymi propozycjami zmian w prawie i petycjami podpisywanymi przez tysiące obywateli. Nawał sejmowej korespondencji rzadko przynosi skutek legislacyjny. Powód? Wielu posłów nawet o nim nie wie.
Wyspecjalizowana komórka
„Wyrażamy sprzeciw wobec jakiejkolwiek formy karania i wyciągania konsekwencji za Prawdę, którą ma odwagę głosić prof. Krystyna Pawłowicz. Protestujemy przeciw próbom narzucenia większości woli mniejszości seksualnych" – tak brzmi treść apelu, który trafił do marszałek Sejmu Ewy Kopacz. W maju informowaliśmy w „Rz", że podpisały się pod nim niemal dwa tysiące osób, które sprzeciwiły się rozpatrywaniu przez Komisję Etyki Poselskiej wypowiedzi posłanki m.in. na temat związków gejowskich.
Korespondencją do posłów zajmuje się około 20 osób. Monitorują listy, e-maile, nagrania