Zapchana skrzynka Sejmu

Co roku tysiące osób przesyła opinie na temat pracy parlamentu. Nie wszyscy posłowie o tym wiedzą.

Publikacja: 15.06.2013 21:50

Obywatele przysyłają do Sejmu czasami nawet dwa tysiące listów miesięcznie

Obywatele przysyłają do Sejmu czasami nawet dwa tysiące listów miesięcznie

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

10 kwietnia powinno się ustanowić Dniem Pojednania i Pamięci Narodowej, a zniszczony pod Smoleńskiem samolot zastąpić nowym, noszącym imię Lecha Kaczyńskiego, kupionym za pieniądze ze zbiórki publicznej, czytamy w jednym z listów do parlamentu.

Parlamentarzystom powinno się zakazać prowadzenia rozmów telefonicznych na sali obrad, którą najlepiej byłoby przenieść do któregoś z więzień, bo „skoro i tak posłowie mają sprawy karne, będzie prościej uzyskać kworum" – to inny z postulatów, jakie zgłaszają wyborcy, którzy piszą listy na adres Sejmu.

Miesięcznie do skrzynki parlamentu trafia ich ponad tysiąc. Są wśród nich obelgi i pogróżki, jednak przeplatają się z poważnymi propozycjami zmian w prawie i petycjami podpisywanymi przez tysiące obywateli. Nawał sejmowej korespondencji rzadko przynosi skutek legislacyjny. Powód? Wielu posłów nawet o nim nie wie.

Wyspecjalizowana komórka

„Wyrażamy sprzeciw wobec jakiejkolwiek formy karania i wyciągania konsekwencji za Prawdę, którą ma odwagę głosić prof. Krystyna Pawłowicz. Protestujemy przeciw próbom narzucenia większości woli mniejszości seksualnych" – tak brzmi treść apelu, który trafił do marszałek Sejmu Ewy Kopacz. W maju informowaliśmy w „Rz", że podpisały się pod nim niemal dwa tysiące osób, które sprzeciwiły się rozpatrywaniu przez Komisję Etyki Poselskiej wypowiedzi posłanki m.in. na temat związków gejowskich.

Korespondencją do posłów zajmuje się około 20 osób. Monitorują listy, e-maile, nagrania

O sprawie zrobiło się głośno, bo to największa korespondencyjna akcja w obronie konkretnego posła od lat. – Listy z podpisami otwierają drogę do beatyfikacji Krystyny Pawłowicz – drwił Robert Biedroń z Ruchu Palikota.

Jednak to tylko kropla w morzu korespondencji, która trafia do Sejmu. – Mamy wyspecjalizowaną komórkę zajmującą się m.in. analizowaniem i archiwizowaniem zgłoszeń od obywateli – przyznaje wiceszef Kancelarii Sejmu Jan Węgrzyn.

Biuro Korespondencji i Informacji zatrudnia około 20 osób i regularnie sporządza biuletyny, w których można znaleźć statystyki dotyczące napływu listów, e-maili, a nawet nagrań obywateli na specjalną sejmową automatyczną sekretarkę. Odsłuchuje ją odpowiednio przeszkolony pracownik.

Liczby mogą robić wrażenie. Tylko w kwietniu obywatele skontaktowali się z Sejmem aż 1211 razy. W pierwszym roku obecnej kadencji zgłoszeń było niemal 21,5 tys.

„Wypędźmy oszołomów"

Z biuletynów, w których biuro informuje o napływie korespondencji, wynika, że toczy się ona głównie w rytm wydarzeń politycznych.

„Zapowiedź przekazania pieniędzy na cele dobroczynne wywołała napływ próśb o wsparcie osób biednych, bezrobotnych, chorych" – odnotowało biuro po tym, gdy w styczniu pod naciskiem mediów marszałek Kopacz i jej zastępcy zdecydowali się przekazać przyznane sobie nagrody na cele charytatywne. Rok wcześniej biuro odnotowało napływ listów w proteście przeciw przystąpieniu przez Polskę do umowy ACTA. „Nie chcemy czuć się zastraszeni i pod kontrolą" – napisała jedna z obywatelek.

Szczególnie wiele korespondencji trafiło do Sejmu w kwietniu 2010 r., po katastrofie smoleńskiej. Dominowały kondolencje, ale wśród nich zdarzały się też cudowne recepty na uzdrowienie polskiej polityki. „Apeluję o zarządzenie ciszy wyborczej przez cały okres kampanii oraz o wystawienie wspólnego kandydata na prezydenta RP wszystkich środowisk politycznych" – napisał jeden z nadawców.

Do Sejmu trafia kilka pogróżek rocznie, które są przekazywane policji. Często zdarzają się prośby o pieniądze i pomoc prawną. Już w 2005 roku biuro zauważyło, że „wzrasta poziom agresji słownej w wypowiedziach nadawców". „Powtarzają się określenia: kabaret, cyrk, obłuda i hipokryzja, zaślepienie i pazerność, cynizm, wezwania w stylu »wypędźmy oszołomów«" – wyliczało.

Arena ideologicznej wojny

Z informacji wynika jednak też, że niektóre organizacje wykorzystują sejmową skrzynkę do próby wpływu na kształt uchwalanego prawa. Celuje w tym zwłaszcza krakowskie Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi.

– W ostatnich latach przeprowadziliśmy kilkanaście akcji skierowanych do polskich parlamentarzystów – potwierdza Przemysław Kołtun ze stowarzyszenia. – Zabieraliśmy głos w sprawach moralnych i cywilizacyjnych, przestrzegając i protestując przed bardzo niebezpiecznymi tendencjami i zapisami w polskim prawodawstwie, uderzającymi w same fundamenty cywilizacji chrześcijańskiej – wyjaśnia.

W 2006 r. SKC wysłało kilkadziesiąt tysięcy podpisów z poparciem dla wpisania do konstytucji prawa do życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Skrzynka pocztowa Sejmu stała się w tym samym czasie areną prawdziwej ideologicznej wojny, bo przysłano do niej równocześnie podpisy przeciwników takich zmian konstytucji, które zbierała lewicowa Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.

W ubiegłym roku do Sejmu zaczęła napływać fala podpisów osób domagających się miejsca na cyfrowym multipleksie dla telewizji Trwam. Jednak ostatnio wiodącą rolę zaczęli odgrywać działkowcy. Tylko kwietniu do sejmowej skrzynki trafiło 3,7 tysiąca podpisów tej sprawie. Posłowie pracują bowiem nad zmianą ustawy o działkach, którą zakwestionował Trybunał Konstytucyjny.

Słyszalny głos

Poseł PO Stanisław Huskowski, który szefował zespołowi przygotowującemu nową ustawę o działkach, mówi „Rz", że brał pod uwagę treść listów. – Przygotowując projekt, byliśmy przekonani, że zabezpiecza on prawo do dalszego uprawiania swojej działki przez lata. W wielu pismach zawarta była jednak obawa dotycząca tej kwestii. Uznałem z kolegami posłami, że prawo do własnej działki wzmocnimy w trakcie prac nad projektem – wyjaśnia.

Również Przemysław Kołtun utrzymuje, że lawina korespondencji wysłanej na sejmowy adres może zmusić polityków do podjęcia określonej decyzji. – W 2004 r. przeprowadziliśmy akcję sprzeciwu wobec legalizacji związków partnerskich skierowaną do marszałka Sejmu – wspomina. – W sumie do Sejmu trafiło ponad 127 tys. protestów. Akcja miała miejsce na krótko przed wyborami, politycy zwracali uwagę na sondaże i marszałek wycofał projekt ustawy z porządku obrad – dodaje.

Podobne głosy są jednak odosobnione, a większość polityków i działaczy społecznych twierdzi, że taka forma wpływu na prace parlamentu zwyczajnie nie działa. Szef Parlamentarnego Zespołu ds. Przeciwdziałania Ateizacji Polski Andrzej Jaworski z PiS mówi „Rz", że nie słyszał o żadnych zorganizowanych akcjach listownych w obronie nauczania Kościoła, choć – jak wynika z danych biura korespondencji – w maju 2012 r. nadeszło niemal 10 tysięcy podpisów w proteście przeciw wypowiedziom Janusza Palikota. Polityk nazwał chamem przewodniczącego Episkopatu Polski abp. Józefa Michalika.

Z kolei krakowski duszpasterz ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który zaangażował się m.in. w wysyłanie apeli do Sejmu o godne upamiętnienie 70. rocznicy rzezi wołyńskiej, mówi „Rz", że jego listy zostały bez odpowiedzi.

Najostrzej brzmią jednak słowa prof. Krystyny Pawłowicz. – Listy od obywateli trafiają do czeluści Kancelarii Sejmu i są traktowane jak przeterminowane recepty – oburza się w rozmowie z „Rz". Tłumaczy, że o listach we własnej obronie dowiedziała się z krótkiej notki w dwutygodniku „Kronika Sejmowa". Pod uwagę miała nie wziąć ich też Komisja Etyki Poselskiej, która w kwietniu ukarała Pawłowicz naganą.

Pisz na Berdyczów

Powody? Wiceszef Kancelarii Sejmu tłumaczy, że listy po prostu trafiają do adresatów, a akurat te w obronie Krystyny Pawłowicz były adresowane do marszałek Sejmu Ewę Kopacz. – Takie są prawa korespondencji. Adresatem listów kierowanych do Sejmu jest w dużej mierze pani marszałek i komisje sejmowe. By posłowie znali treść korespondencji, wydajemy biuletyny. Wszyscy mają do nich dostęp – zaznacza Jan Węgrzyn.

Te argumenty nie przekonują prof. Pawłowicz, która domaga się zmian w informowaniu posłów o korespondencji. – Obecnie wysyłanie listów do Sejmu przypomina pisanie na Berdyczów – zaznacza.

Przemysław Kołtun mówi, że politycy rzeczywiście coraz częściej „zuchwale lekceważą" głos obywateli wysyłających listy do Sejmu.

Jednak nawet jeśli do zmian nie dojdzie, chętnych do pisania na sejmowy adres na pewno nie zabraknie.

– Tego typu akcje są konieczne. Władza teoretycznie jest dla ludu, jednak odcina się od wielu postulatów, których dopomina się społeczeństwo – zaznacza ks. Isakowicz-Zaleski

10 kwietnia powinno się ustanowić Dniem Pojednania i Pamięci Narodowej, a zniszczony pod Smoleńskiem samolot zastąpić nowym, noszącym imię Lecha Kaczyńskiego, kupionym za pieniądze ze zbiórki publicznej, czytamy w jednym z listów do parlamentu.

Parlamentarzystom powinno się zakazać prowadzenia rozmów telefonicznych na sali obrad, którą najlepiej byłoby przenieść do któregoś z więzień, bo „skoro i tak posłowie mają sprawy karne, będzie prościej uzyskać kworum" – to inny z postulatów, jakie zgłaszają wyborcy, którzy piszą listy na adres Sejmu.

Pozostało 93% artykułu
Polityka
Polityczne Michałki: Rok rządu Tuska na trzy plus, a młodzi popierają Konfederację. Żółta flaga dla koalicji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
MSZ na wojnie hybrydowej z Rosją. Kto prowadzi walkę z dezinformacją
Polityka
Sikorski pytany o polskich żołnierzy na Ukrainie mówi o „naszym obowiązku w NATO”
Polityka
Partia Razem zakończyła postępowanie dyscyplinarne ws. Pauliny Matysiak. Jest decyzja
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Sondaż: Wyborcy PiS murem za Mateuszem Morawieckim. Rządy Donalda Tuska przekonały 3 proc. z nich