W ciągu niespełna dwóch lat obecnej kadencji Sejmu posłowie zebrali już 597 nieusprawiedliwionych nieobecności. Jeśli to tempo będzie utrzymane do końca kadencji, będzie ona rekordowo niska.
Z danych, które otrzymaliśmy w Kancelarii Sejmu, wynika, że posłowie tak pilni nie byli co najmniej od 2001 r. Prawdopodobnie padną też inne rekordy świadczące o zaangażowaniu posłów.
Czy polscy politycy się profesjonalizują? Tak uważa politolog dr hab. Rafał Chwedoruk. Jednak sami posłowie nie są już zgodni, czy ta diagnoza jest słuszna.
W tej kadencji Sejmu liderem nieobecności jest Tadeusz Jarmuziewicz z PO, który do czerwca bycie posłem łączył z funkcją wiceministra infrastruktury. Zebrał 45 nieobecności. Na tle innych posłów to jednak wyjątek. Większość z nich ma pojedyncze nieusprawiedliwienia. Z danych Kancelarii Sejmu wynika, że statystycznie posiedzenia opuszczają dwukrotnie rzadziej niż w szóstej i trzykrotnie niż w piątej kadencji Sejmu.
Za każdy dzień nieobecności poseł traci dniówkę w wysokości ok. 400 zł. Usprawiedliwić się jest łatwo. Wystarczy pismo do marszałka Sejmu, w którym można zasłonić się „ważnymi obowiązkami". W dodatku pod koniec 2010 r. Sejm przyjął zmiany w swoim regulaminie, ułatwiające wpisywanie się posłów na listy obecności. W dni posiedzeń są odtąd wystawiane przez cały dzień, a nie tylko rano.