- Akcja „zielonych ludzików" zdarzyła się w określonej sytuacji. Na Krymie stacjonowała flota czarnomorska i de facto rosyjskich żołnierzy było więcej niż ukraińskich, nawet przed tymi wydarzeniami – tłumaczył, podkreślając również wysoki odsetek ludności rosyjskojęzycznej zamieszkującej wschodnią Ukrainę i Krym.
Siemoniak podkreślił, że „Polska i NATO bardzo silnie wyciągają wnioski, jak reagować na takie sytuacje". - Są państwa w NATO, gdzie jest niemały odsetek ludności rosyjskiej i należy się liczyć z różnymi napięciami – stwierdził.
Dziennikarka prowadząca program przytoczyła wypowiedź Zbigniewa Brzezińskiego, który obawia się, że „gdy Putin zajmie Rygę i Tallin, my tylko się oburzymy". W odpowiedzi Siemoniak podkreślił, że NATO robi dokładnie to, czego oczekuje od Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników Brzeziński. - Wiosną zeszłego roku w Polsce i w państwach bałtyckich pojawiły się kompanie żołnierzy amerykańskich, przez cały czas rotacyjnie ćwiczyły. W czwartek postanowiliśmy w Brukseli, że powstaną małe sztaby w tych wszystkich państwach – mówił.
Palikot brzytwy się chwyta. Miller zawsze miał słabość do Rosji
Siemoniak odniósł się również do słów Janusza Palikota, który nazwał „psami wojny" jego, Grzegorza Schetynę oraz Bronisława Komorowskiego. - To takie chwytanie się brzytew. Nikt, kto rzetelnie ocenia sytuację, nie jest w stanie postawić zarzutu, że prezydent Komorowski jest „psem wojny". On całą swoją prezydenturę zmierzał do tego, żeby polskich żołnierzy wycofać z różnych kierunków świata – mówił Siemoniak.
Dodał, że stanowisko Palikota jest dla niego zaskoczeniem w przeciwieństwie do Leszka Millera, który „tradycyjnie miał słabość do Rosji, zawsze, i to w takich momentach niestety wychodzi".