11 lub 18 października to najbardziej prawdopodobne terminy wyborów parlamentarnych. Tymczasem Sejm i Senat posiedzenia zaplanowały tylko do pierwszego tygodnia sierpnia. W ich trakcie – 6 sierpnia – wspólnie jako Zgromadzenie Narodowe odbiorą przysięgę nowego prezydenta. Potem pojadą na wakacje, a do pracy mogą już nie wrócić. Chodzi o to, by posiedzenia Sejmu i Senatu nie kolidowały z kampanią wyborczą.
Zdzisław Iwanicki z gabinetu marszałka Senatu mówi, że izba wyższa planuje prace w zależności od Sejmu. A stamtąd płyną sprzeczne informacje. – Sejm jesienią pracuje normalnie – zapewnia rzecznik marszałka Sejmu Małgorzata Ławrowska, choć dodaje, że sprawa nie była przedmiotem dyskusji.
Inaczej mówią posłowie. – Ze strony różnych opcji padają propozycje, by prace zakończyć do dnia przysięgi prezydenta – mówi Witold Pahl (PO) z Komisji ds. Zmian w Kodyfikacji. – Trudno chwytać dwie sroki za ogon. Podczas kampanii trybuna sejmowa byłaby wykorzystywana do walki politycznej – uzasadnia.
Takie rozwiązanie oznaczałoby dla posłów rekordowe trzymiesięczne wakacje. Przykładowo w 2011 r. wybory odbyły się 9 października, a Sejm zebrał się po raz ostatni 16 września. Około miesiąca na kampanię posłowie mieli też przed wyborami w 2007 i 2005 roku. W tym okresie na zwykłych zasadach pobierają uposażenie i dietę, czyli 12,4 tys. zł brutto.
Tak długie wakacje oznaczałyby konieczność przyśpieszenia prac nad ważnymi ustawami.