Oszałamiający wynik w kraju, który od zakończenia II wojny pozostaje reżimem. Jedna rodzina, dynastia Kimów panuje niepodzielnie od blisko siedmiu dekad, dlatego o demokracji w północnokoreańskim wydaniu można mówić jedynie z nazwy.
Państwowe media chwalą się blisko 100 proc. wynikiem frekwencji. Ci, którzy nie poszli, to według rządu jedynie ci przebywający za granicą. W pozostałych przypadkach głosowanie jest obowiązkiem każdego obywatela. Do chorych i marynarzy przybywały specjalne mobilne komisje. Wybiera się i tak jedynego kandydata (na karcie jest tylko jedno miejsce do zaznaczenia iksem), a każde odstępstwo karane jest represjami. Nikt świadomie nie chce trafić pod lupę agentów bezpieczeństwa.