– Naszym celem, tak jak każdej innej partii, jest wprowadzenie swoich idei w czyn. Czyli zainteresowanie nimi wyborców na tyle, by dali nam mandat zaufania – mówi Maciej Lisowski, członek zarządu partii Frankowicze Przeciw Bezprawiu. Ugrupowanie zostało zarejestrowane w listopadzie, ale właśnie rozkręca swoją działalność.
To nie pierwsza inicjatywa mająca zintegrować 700 tys. Polaków posiadających kredyt we frankach. W 2013 roku powstało krakowskie stowarzyszenie Pro Futuris. Dziś stanowi ono człon Ruchu Pro Futuris, w skład którego wchodzą też inne stowarzyszenia. Ruch jest najsilniejszy w południowej i środkowej Polsce, a w Warszawie i na północnym zachodzie intensywnie działa inne stowarzyszenie – Stop Bankowemu Bezprawiu. Te dwie główne inicjatywy wspólnie organizują manifestacje i lobbują na rzecz zmiany prawa.
Dlaczego potrzebna jest też partia? – To kolejna, równoległa do istniejących stowarzyszeń, forma nacisku na prawodawców – mówi Maciej Lisowski. Nie przeczy jednak, że ma ona też cel polityczny. – Nie mamy złudzeń, że osiągniemy siłę polityczną na poziomie głównych rozgrywających. Jednak możemy być bardzo dobrym partnerem dla większego ugrupowania na poziomie koalicji programowej – dodaje.
Zdaniem Lisowskiego Frankowicze Przeciw Bezprawiu taką koalicję mogliby zawrzeć z ugrupowaniem Pawła Kukiza. On sam startował do Sejmu z list ruchu Kukiz '15, podobnie jak inna członkini władz nowej partii – Małgorzata Kordylewska.
Założyciele partii sformułowali już manifest programowy. Jest w nim mowa nie tylko o pomocy dla frankowiczów, ale też m.in. o liberalizacji życia gospodarczego, wprowadzeniu jednomandatowych okręgów wyborczych, ograniczeniu liczby posłów, podniesieniu kwoty wolnej od podatku i rezygnacji z umów śmieciowych. Maciej Lisowski mówi, że osoby związane z partią pracują też nad powstaniem spółdzielczej kasy oszczędnościowo-kredytowej, która ma pomagać frankowiczom.