– Analizujemy najgorsze warianty, szykując się do najlepszych – poinformowało oficjalnie chińskie Ministerstwo Obrony.
Według agencji Reuters w ciągu ostatnich tygodni dowództwo Narodowo-Wyzwoleńczej Armii Chin odbyło wiele narad, zastanawiając się, co robić. Na początku grudnia prezydent elekt – po raz pierwszy od 40 lat – oficjalnie rozmawiał z liderem Tajwanu, a Pekin uważa wyspę za część swojego terytorium.
W 1979 roku Waszyngton przyjął ten punkt widzenia zwany „zasadą jednych Chin" i zerwał oficjalne stosunki dyplomatyczne z Tajpej, w zamian za polepszenie ich z Chinami. Jednak 11 grudnia Donald Trump oświadczył, że według niego Waszyngton nie musi już przestrzegać tej zasady. Po słowach prezydenta elekta w Pekinie wybuchła burza.
Jego rozmowa z panią prezydent Tajwanu Tsai Ing-wen doprowadziła do oficjalnego, dyplomatycznego protestu ze strony Pekinu. Kolejny raz Chiny złożyły taki protest, gdy tuż przed świętami prezydent Barack Obama podpisał budżet wojskowy USA na 2017 rok. Przewiduje on udzielenie Tajwanowi pomocy wojskowej. – Jesteśmy bardzo niezadowoleni z podpisania tego dokumentu – oświadczyło chińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Wtedy też zaczęły się intensywne narady generałów Armii Narodowo-Wyzwoleńczej. Nie wiadomo jednak, czy wojskowi podjęli już jakieś decyzje.
Poprzednio do gwałtownego zaostrzenia stosunków Pekinu z Waszyngtonem doszło w 1995 roku, gdy ówczesny prezydent Tajwanu Lee Teng-hui przyjechał do USA. Armia chińska rozpoczęła ćwiczenia wojsk rakietowych na wybrzeżach Cieśniny Tajwańskiej oddzielającej kontynent od wyspy. W najwęższym miejscu ma około 130 kilometrów, dystans, jaki rakiety pokonują bez trudu. Pekin nie ukrywał, że chce wywrzeć presję na mieszkańców Tajwanu przed wyborami w marcu 1996, by zmusić ich do zmiany władz. Ale USA natychmiast skierowały w rejon chińskich ćwiczeń dwa swoje lotniskowce i kryzys powoli udało się załagodzić.